Rozdział V

Listopad był jednym z tych miesięcy, które mijały mu nadspodziewanie szybko. Po zakończonym szlabanie zaczął się jeszcze bardziej pilnować, chociaż niejednokrotnie nachodziły go myśli, aby zrobić jakiś kawał woźnemu lub innemu nauczycielowi. Właśnie w takich chwilach beztroski wyczuwał, że musi się mieć na baczności. Czuł na sobie wzrok wielu nauczycieli, a zwłaszcza tych najbardziej przez niego znienawidzonych. W sobotę wstał niezwykle jak na niego wcześnie. Wyczuwał, że był ostatni w tym semestrze wypad do Hogsmeade, gdzie mógł zaopatrzyć się w wiele ciekawych artykułów. Czuł, że nic nie jest w stanie mu przeszkodzić w odpoczynku, nawet niektóre osoby tak nieraz mu grające na nerwach. Wielka Sala była już powoli ozdabiana na święta, a kiedy wszedł do środka dało się wyczuwać atmosferę wyczekiwania. Każdy, kto zamierzał iść do wioski był już ciepło ubrany przez padający śnieg. Usiadł przy stole i zaczął powoli jeść. Co było dla niego najciekawsze to fakt braku wszystkich Weasley'ów oraz Pottera i Hermiony. Z początku tym się aż tak mocno nie interesował, uważając to za przypadek. Jednak jakby dłużej się zastanawiać to było podejrzane. Pewnie nikt mu nie przekazał tej informacji, ale czemu miał się aż tak mocno dziwić? Ostatnio zauważył, że na tematy Zakonu wie coraz mniej. Zaklął w myślach. Bardzo szybko humor mu już totalnie się pogorszył, a to był dopiero początek dnia.

- Co taka pochmurna mina? - pewien głos wybudził go z przemyśleń. Chłopak od razu wiedział, że to była Lilian.
- Cóż, nagle niektórzy uczniowie znikają, co jest bardzo zastanawiające - odpowiedział niemal machinalnie. Ile by dał, aby na spokojnie posiedzieć i delektować się śniadaniem.
- W sumie słyszałam hałasy, gdy ty pewnie spałeś twardym snem. Nie wiem dokładnie o co chodziło, ale to było aż dziwne.
- A czy cokolwiek jest normalnego w tym zamku? - chłopak po chwili wstał i zapiął swój płaszcz. Niedługo wszyscy mieli ruszać do Hogsmeade.

Rudowłosa nie odpowiedziała od razu, tylko spojrzała na niego. Słyszała co nieco o wszystkich tych szlabanach i wyskokach, ale nie spodziewała się, że on potrafi tak spokojnie odpowiadać. Podczas ich wspólnych zajęć, kiedy ją uczył zaklęć był niejednokrotnie nerwowy, ale zmieniał się nie do poznania. Po chwili zamyślenia ruszyła za nim na dwór. Powietrze było mroźne, a padający śnieg jeszcze bardziej uświadamiał wszystkich, że zbliżają się święta. Chłopak poprawił kołnierz wierzchniego ubrania, aby zasłonić usta przed wiatrem, który mierzwił mu włosy. Wiedział, że ona szła za nim niczym jego cień. „Co takiego chcesz ode mnie?” przemknęło mu przez myśl. Fakt, że jej praktycznie nie znał stawiał go w nieco niezręcznej sytuacji. Gdyby opryskliwie dał jej znać że potrzebuje prywatności zabrzmiałby jak gbur, z drugiej strony ona jako jedyna z nim w ostatnich dniach normalnie rozmawiała. Wszyscy praktycznie skupiali się znowu wokół osoby wielkiego Pottera. Skrzywił się na myśl o tym, że jest z nim w jakiś sposób spokrewniony. To było jego największe przekleństwo, które pewnie go będzie nękać do końca tego roku. Włożył zziębnięte dłonie do kieszeni. W takich momentach czuł się już całkowicie samotny.

- Słuchaj, masz jakieś plany na teraz? - chłopak przerwał tą zmowę milczenia, gdy dochodzili powoli do Hogsmeade.
- Oprócz chodzenia za tobą i czekania na to pytanie nic nie miałam do roboty - dziewczyna uśmiechnęła się nieco łobuzersko. Widział w jej oczach zagadkowy błysk.
- To masz dość ciekawe hobby. I tak codziennie?
- W sumie... Tak. Praktycznie nie mam z kim zamienić słowa, każdy uważa, że się przechwalam swoimi zdolnościami - rudowłosa odgarnęła kosmyk włosów za ucho. - A praktycznie staram się tylko o to, aby zdać te egzaminy.
- Egzaminy to pół biedy. Gorzej wytrzymać przez cały rok z taką babą, jak ta nasza kochana pani w różu. Niektórzy pewnie odejdą, jak tak dalej będzie.
- Ty też o tym myślisz? Wiesz, że to...
- Nic nie da. Tak wiem.

Przerwał rozmowę. Dla niego akurat ten wątek nie miał w zupełności znaczenia, wiedział, że gdy Voldemort odzyska popleczników będzie musiał walczyć na śmierć i życie. To była dewiza Zakonu, postawienie się siłom zła, lecz czy to było takie proste? Obawiał się, że nie. Mieli zbyt mało do powiedzenia, szykanowani na każdym kroku przez wszystko wiedzącego Ministra Magii. Zaklął w myślach. Zbliżał się grudzień, czas jego misji. Oczami wyobraźni widział siebie wykonywającego ciężkie zlecenie ale jakby padł w trakcie, czy ktoś by się przejął? „Głupi, na pewno by się przejęli” przemknęło mu przez myśli. Spojrzał na dziewczynę, która szła wyraźnie zapatrzona we wszystkie sklepy, jakie tutaj były. Nie pytał się ją o pochodzenie, był niemal pewien, że sama mu prędzej czy później o tym powie. Wiało coraz mocniej, na urwanie głowy, a oni po krótkim spacerze weszli do Trzech Mioteł. Chłopak momentalnie zamówił dwa piwa kremowe i usiadł naprzeciwko niej. Widział ludzi różnej maści, czasami trafiali się też gobliny. Potarł oczy, po czym spojrzał na nią. Rudowłosa powoli piła napój, jakby chciała coś w nim utopić. Nie chciał wiedzieć, o co chodzi, w sumie i tak miał dużo własnych problemów, aby jeszcze bawić się w dobrego doradcę. Spoglądał co chwilę przez okno. Siły Voldemorta bezkarnie się rozrastały, a podłoże było wprost idealne. Nikt nie wierzył w to, że mógł on powrócić po ostatnich wydarzeniach.

- Coś się stało? - po chwili dotarł do jego uszu jej głos. Nawet nie zauważył, że cały czas wpatrywała się w niego.
- W sumie wiele rzeczy się dzieje na świecie. Ciekawi mnie, kiedy wszyscy zaczną myśleć po swojemu a nie tak, jak im każe Minister - odpowiedział suchym, beznamiętnym głosem.
- Ty też w to wszystko wierzysz? W to, że on powrócił? - spojrzała na niego pytającym spojrzeniem.
- Nie dość, że straciłem przyjaciela to jeszcze oni mi będą wmawiać, że to nieszczęśliwy wypadek. Wierzę w to wszystko, co słyszałem. Może mnie ona katować i tak dalej, jednak nie poddam się.
- Słyszałam, że jest straszna na szlabanach. Do tego o paru innych rzeczach, ale nie będę mówić tego na głos.
- Lepiej nie mówić. Ktoś od niej może tutaj siedzieć. Ja czekam na święta, bo to będzie jedyny szczęśliwy okres w tym semestrze.
- Ja mam wyjazd z rodzicami. Zastanawiają się, czy nie spędzić ich w Alpach lub w innym tego typu rejonie - dziewczyna momentalnie wypaliła, ale po chwili spojrzała na niego i widziała zdziwienie na jego twarzy. - W sumie to chyba dla ciebie nie gra roli fakt, że jestem z rodziny mugolskiej?
- Ani trochę. Nie jestem tak nawiedzony jak prawie cała moja rodzina. Ciekawe powiązania, naprawdę - powiedział to nad wyraz spokojnie. Nie oceniał nigdy nikogo przez pryzmat pochodzenia.
- Słyszałam o twoim rodzie wiele rzeczy. Dlatego się obawiałam - dopiła do końca kufel.
- Ja nie jestem taki straszny, ale fama syna mordercy jednak swoje robi - powiedział nieco z przekąsem. Wiedział, że tylko niewielu jest w stanie zrozumieć fakt, że jego ojciec był niewinny.

Chłopak dopił piwo i spojrzał przez okno. Na razie ten dzień był aż nazbyt spokojny, jakby nic nie miało się wydarzyć, jednak on przeczuwał, że coś może się diametralnie zmienić. Wyczuwał na sobie jej badawczy wzrok, jakby chciała z jego twarzy wyczytać wszystkie myśli. Nie chciał mówić wszystkiego o sobie, to było nieraz aż za trudne. Nieraz mieli go ludzie za rozpieszczonego przez dziadków dzieciaka, którzy w nim widzieli aniołka, nie przejmując się nieraz listami ze szkoły mówiącymi o jego wybrykach. Po chwili wstał i wyszedł na zewnątrz. Zimny wiatr niemal od razu go rozbudził z otępienia. Jeszcze tylko parę dni i pojawi się w domu, gdzie czeka na niego jego ojciec. Ta myśl cały czas powodowała, że nagle na jego twarz zstępował uśmiech. Spojrzał na dziewczynę, która stanęła obok niego i założyła na głowę czapkę.

- A ty co planujesz na święta? - spojrzała na niego.
- W sumie na razie nic. Pojadę do domu, względnie do państwa Weasley'ów, albo na jakąś wycieczkę za granicę, jak zazwyczaj - włożył zmarznięte dłonie do kieszeni.
- A nie chciałbyś się wybrać w góry? - nadal wpatrywała się w niego. Chłopak zaklął w myślach. Dopiero co znali się parę dni, a już mu to proponuje? - Wiesz, nie chcę być nietaktowna.
- Zobaczę jeszcze. Nie wiem sam, czy czasami mi coś nie wypadnie - odpowiedział spokojnie. Wiedział, że czeka go zadanie, a nie mógł o tym nikomu mówić.
- Rozumiem, ale odpowiedz mi, jakbyś wiedział, dobra? - odparła z nadzieją w głosie.
- Sowa zawsze znajdzie adresata - chłopak spojrzał w niebo, skąd spadały na jego twarz płatki śniegu. Z pewnych względów uwielbiał zimę. Z drugiej strony... Przypomniał sobie o jednym, co musi zrobić i pochmurniał.
- Coś się stało? - niemal od razu wystrzeliła z pytaniem.
- Muszę odwiedzić jedno miejsce. Co roku to robię. - przed oczami stanął mu grób jego matki.
- Domyślam się... Przepraszam że pytałam. - momentalnie próbowała się zrehabilitować, jednak brunet machnął ręką.
- Nic się nie stało. Nieraz tak bywa w życiu.

Ruszyli powoli w stronę zamku. Chłopak powstrzymywał się co prawda przez długi czas od wstąpienia do Zonka, jednak wiedział, że nie może sobie grabić u nauczycieli. Jedna solidna wpadka oznaczałaby dla niego zawiedzenie McGonagall. Obiecał sobie, że pomimo tego, co może być nie straci tej odznaki. Nie angażował się w pomysły Pottera i reszty, jakby dla niego zabawa i dowcipy przestawały mieć jakiekolwiek znaczenie. Na horyzoncie powoli majaczyły wieże zamku, który do tego momentu był jego domem. Dziwił się, że nagle nie pojawił się żaden ze Ślizgonów, aby mu dokuczyć, chociaż z drugiej strony... Jednego to by mógł wziąć w obroty i przeczyścić pamięć, aby nie pamiętał niczego. To byłoby dziecinnie proste, ale momentalnie stawała mu przed oczami twarz opiekunki jego domu. Nie pochwaliłaby takich eksperymentów, tego mógł być niemal pewien. Gdy przekroczyli wrota zamku i kroczyli powoli do Wielkiej Sali jego uśmiech oklapł. Kroczyła ku niemu nauczycielka transmutacji.

- Panie Black, dobrze, że pan się wreszcie pojawił. Dyrektor kazał tobie przyjść do swojego gabinetu. Panno Montero, proszę udać się do Wielkiej Sali.

„Cholera, co ja znowu zmalowałem?” przemknęło mu przez głowę. Nie spodziewał się, aby teraz jeszcze dyrektor po tym spokojnym miesiącu go chciał zobaczyć. Chociaż z drugiej strony mogło chodzić o coś innego... Nie był w stanie wywnioskować, dlaczego akurat tym razem zamiast rozmów z nauczycielką będzie miał spotkanie z Dumbledore'm. Spojrzał w bok i próbował wyczytać z twarzy Minerwy cokolwiek, co by było w stanie mu pomóc, jednak jej twarz wyglądała na zawziętą. Może to chodziło o fakt, że nagle ze szkoły wyparowało paru uczniów? Dotarli pod posąg, a McGonagall podała hasło.

- Proszę wejść, zostanę na dole - jej głos był suchy, pozbawiony emocji, jakby to była wymawiana przez nią regułka.

Chłopak stanął na schodach i ruszył w górę. Rzadko kiedy bywał w gabinecie dyrektora, w sumie to był jego drugi raz. Zawsze na nim wrażenie robiły wszelkie detale, które były związane z tym miejscem. Przekręcił gałkę i wszedł do środka. Wpatrywały się na niego portrety byłych dyrektorów, jednak jego uwagę głównie skupiał portret Phineasa, który był jego przodkiem. To był nieraz jedyny kontakt z domem przy Grimmauld Place 12, z którego nie korzystał. Wiedział, że to musi być coś pilnego, a ta cisza, przerywana nieraz graniem delikatnych instrumentów jeszcze bardziej powodowało u niego to odczucie. Po chwili spojrzał w górę, skąd schodził w jego stronę dyrektor.

- Danielu, proszę ciebie, abyś usiadł, bo mamy parę spraw do omówienia, a czasu jest mało. Jak wiesz, nie tylko ty jesteś obserwowany. - głos dyrektora wydawał mu się dziwnie słaby, dopiero teraz ukazujący upływający czas.
- Tak więc co się stało, że dzisiaj jestem wzywany? - chłopak usiadł, ale jego głos nie zmienił się ani trochę. Był niezwykle natarczywy, jakby teraz, zaraz chciał wszystko wiedzieć.
- Pewnie zdziwiłeś się brakiem państwa Weasley'ów i innych osób, kiedy dzisiaj rano wstałeś - dyrektor zaczął mówić. „Cholera, jak on potrafi czytać w myślach” przemknęło przez głowę brunetowi. - To jest spowodowane faktem, że ich ojciec patrolował to miejsce i został zaatakowany. Obecnie w Kwaterze Głównej nie ma nikogo, kto by mógł tam strzec tego.
- No dobra, to oznacza, że mam szybsze wolne? - brunet wypalił bez namysłu. O wiele chętniej by zamienił szkołę na pokazanie swojej przydatności dla Zakonu.
- To nie jest takie łatwe, jak uważasz. Jesteś pod obserwacją w zamku. Co prawda Severus wie o wszystkim, ale Dolores nie może się dowiedzieć.
- Przemknę się. Dyrektorze, przecież pan wie o tym.
- Tak, wiem. Jednak tym razem nie będzie to konieczne. Przeniesiesz się prosto do Grimmauld Place 12, gdzie dzisiaj będzie zebranie. Tam dowiesz się wszystkich szczegółów. Nie chcę abyś uważał, że cokolwiek przed tobą ukrywamy.

Chłopak spojrzał na czajnik stojący przed dyrektorem i zrozumiał, w jaki sposób dostanie się w to miejsce. „Świstoklik, rozsądne” przemknęło mu przez myśli. Przecież pomimo ukończenia siedemnastu lat i umiejętności teleportacji nie mógł być pewien, czy nie jest obserwowany przez niektóre siły porządkowe Ministerstwa. Każdy z nich by chciał go przyłapać w momencie, gdy byłby na widoku jego ojciec, tak poszukiwany przez aurorów. Uśmiechnął się po czym dotknął czajnik. Momentalnie świat wokół niego zawirował, a on przymknął oczy do momentu, aż poczuł twarde lądowanie.

Kuchnia była taka sama, jaką ją widział już wcześniej. Długa ława oraz kominek dopełniały nieco ponurego oblicza pomieszczenia. Powoli wstał na równe nogi i do jego uszu dotarł krzyk. Zaklął siarczyście. Nienawidził portretu swojej babci Walburgii, która tak bardzo mu przypominała tą manię na punkcie czystości krwi, momentalnie jej wyzwiska ucichły i usłyszał kroki schodzące na dół. Poprawił włosy, gdy w drzwiach stanął on. Na twarzy bruneta zakwitł w uśmiech, po czym wpadł w objęcia swojego ojca.

- Nie spodziewałem się ciebie do momentu świąt - głos Syriusza dotarł do jego uszu.
- W sumie tak miało być, ale dowiedziałem się o wszystkim - brunet momentalnie się opanował. - A gdzie reszta?
- W pokojach. Mało rozmowni są, ale nie dziwię się, bo nikt się tego nie spodziewał. Dostali co prawda wiadomość od matki, ale w spokoju widocznie coś planują.
- Dumbledore coś planuje. Wiem o tym, bo dzisiaj chce zwołać zebranie. Będzie ciężko, bo nauczyciele są pilnowani. Ta szkoła jest powoli jak więzienie.
- Powiedz mi lepiej, co ty planujesz - Syriusz usiadł wygodnie na krześle. - Słyszałem co nieco o tym, co się wokół ciebie dzieje.
- Ja? Nic, w sumie nie jestem pewien. Wszystko się dzieje w zawrotnym tempie. Nie wiem sam, co o tym myśleć.
- Wiesz, że należy iść za głosem serca. Rodzice Alice dobrze ciebie wychowali, gdy mnie nie było. - - Wiesz, co jest odpowiednie, to o to walcz.
- Tak, tylko... Wiesz, to nieco ciężki temat tato. Zwłaszcza gdy słyszałem różne sprzeczne rzeczy.
- Dowiedz się prawdy. Fakt, nieraz ziarenko jej istnieje, ale najwięcej rzeczy dowiesz się u źródła. Pewnie chcesz odpocząć, sypialnia była już gotowa wcześniej. Przeczuwałem, że się przyda.
- Dzięki.

Chłopak podniósł się powoli i ruszył mrocznym korytarzem. Ten dom aż był przesiąknięty czarną magią oraz ideałami wpajanymi w rodzie Black. „Zawsze czyści” to była nieśmiertelna dewiza, którą nadal szerzyli jego krewni. Co prawda zdarzały się wyjątki, jednak nie mieli się określać mianem członków rodziny. Byli wydziedziczeni niemal natychmiast. Spoglądał na głowy skrzatów, które były zbyt słabe do służby rodzinie, a następnie ruszył w dół. Już dawno przemeblował sypialnię brata jego ojca. Zasłonił wszelkie znaki, że kiedykolwiek mieszkał tutaj jakiś Ślizgon, zastępując je szkarłatną tapetą oraz plakatami różnych słynnych ludzi, ale na biurku leżała najcenniejsza jego rzecz. Niemal natychmiast ruszył w to miejsce i podniósł ramkę, w której mógł zobaczyć całą swoją rodzinę. Syriusz niemal się nie zmienił od tego czasu, a od kiedy nie był w Azkabanie można było powiedzieć, że czas nie miał na niego wpływu. Obok niego stała zgrabna, niższa niemal o głowę kobieta. Jej długie do pasa włosy koloru jasnego blond opadały po obu stronach twarzy, a niesforna grzywka zasłaniała jedno oko niebieskiej barwy. Jej rysy twarzy były łagodne, niczym u anioła, sam się dziwił, że jego matka walczyła ze złem. Pomiędzy nimi niesfornie biegał mały, na oko trzyletni dzieciak. Brunet uśmiechnął się widząc samego siebie, tak szczęśliwego, mającego wszystko. Ta fotografia potrafiła wywołać wiele wspomnień, tych dobrych jak i złych. Mógł chociaż w tym miejscu widzieć swoją matkę taką, jaką była za życia. Przejechał dłonią po zdjęciu, a następnie je odłożył na miejsce. Ułożył się wygodnie na łóżku wpatrując w sufit. Było dziwnie cicho, jakby nikt nie zamierzał cokolwiek robić, tylko wyczekiwać dalszych informacji. Przymknął oczy próbując się zrelaksować, ale to było niewykonalne. Ten dzień niezwykle szybko mu galopował, a sam podświadomie chciał, aby już był wieczór i spotkanie członków Zakonu Feniksa. Uniósł się i wyszedł z domu. Zbliżał się już wieczór i wyjątkowo księżyc zaczął przebijać się spośród chmur, oświetlając wszystko. Deportował się z cichym trzaskiem. Wylądował w jednym z małych miasteczek. Znał każdy zakamarek tego miejsca, to tutaj się wychowywał i przyszedł na świat. Dolina Godryka to w sumie była jedyna rzecz, która go tak naprawdę łączyła z Potterem. Przeszedł między alejkami cmentarza i natrafił na czarny marmurowy pomnik. Napis wyraźnie pokazywał, kto tu jest pochowany.

Alice Black
ur. 10.12.1960
zm. 20.05.1981


Chłopak uklęknął, nie zważając na śnieg, cokolwiek. Dla niego to było najgorsze, co go mogło spotkać, że jego matka nie była w stanie ujrzeć go, gdy dorastał, gdy walczył o wszystko to, w co wierzył. Łzy mimowolnie napłynęły mu do oczu. Ta strata zbyt mocno odbiła się na nim, gdy jako małe dziecko już stracił tych, których kochał. Zacisnął oczy, czując piekący ból. Dłonie ułożył na lodowatej powierzchni grobu. Chciałby, aby wojna nie wybuchła wtedy, aby ludzie nie ginęli, jednak to nie było możliwe. Wiedział już wcześniej, że jego matka młodo wyszła za Syriusza i go urodziła. „Mamo, dlaczego musiałaś odejść?” to pytanie najbardziej go nurtowało, powodowało cierpienie, które coraz bardziej narastało w jego ciele. Teraz właśnie czuł się słaby, jakby wszystko, co go trzymało przy innych odchodziło. Uniósł powoli różdżkę, z której wyczarował wieniec chryzantem. Ułożył go delikatnie na grobie i ponownie rozpalił znicze. Bywał w tym miejscu i za każdym razem coraz bardziej czuł, że część jego spoczywała tutaj. Podniósł się na równe nogi, wytarł oczy i teleportował się do domu.

Komentarze

  1. Po kolei. Płynnie mi sio czytało ten rozdział, było w nim sporo powagi i mrocznych sekrecików. Do tego wprowadzenie do dalszej części fabuły na spory plus, tak jak wspomniałem na początku, bardzo dobry rozdział, który zleciał mi szybko i czułem, że czytam porządny wątek, który jest rzetelnie ciągnięty. Nie było w tym nic na siłę, wręcz przeciwnie, wygodnie się czytało i nic nie raziło oczu. Wyjaśnione niektóre kwestie, czekam na dalszy ciąf i szóstkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo przez mnie wyczekiwany i ciesze się że musiałam czekać bo zaskoczył mnie totalnie.Te tajemnice i ta ruda dziewczyna ^^
    Zauważyłam poprawioną już Walburgie :D Bardzo wzruszający wątek z grobem matki ( płakałam ). Było warto czekać na ten rozdział, długi i przyjemnie się go czyta , ta misja bardzo mnie zaciekawiła , będę czekać na ciąg dalszy. Życzę weny i mnóstwa pomysłów :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super, niby taki spokojny, a jednak trochę emocji się w nim pojawiło. Czekam na kolejny!
    Anastasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział. Czuć w nim emocje i smutek, prawie zapłakałam razem z Danem!
    Mika

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle świetny rozdział. Sporo doszło sekretów ,chociaż dało się zauważyć ,że ciutkę pomijasz pewne wątki. Piszesz coś i zaraz taka przerwa następuje, skupiająca się tylko na Danie. O Lilian już nie wspomnę. To moja taka drobna uwaga. Humoru nie zabrakło ,chodź mogłoby być zdecydowanie lepiej.
    Pozdrawiam Diana,

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział I

Prolog