Rozdział II
Sobota
przyszła bardzo szybko. Chłopak wstał już o siódmej, powoli się
ubierając i szykując do wyjścia do Hogsmeade. Traktował to jako
nagrodę za grzeczne zachowanie w przeciągu dni szlabanu u Umbridge.
Obiecywał sobie w myślach, że jeszcze się na niej zemści za to,
co się działo w jej gabinecie. Siedząc podczas porannego śniadania
ku jego zaskoczeniu zauważył swoją sowę jastrzębią. Był
wyraźnie tym zaskoczony i odpakował list. Zaklął w myślach,
ponieważ to nie była wiadomość od ojca tylko do Lupina. Z
początku nie doczytywał się żadnego sensu z tych wszystkich zdań,
jednak w miarę upływu czasu wszystko składało się w logiczną
całość. Grimmauld Place coraz bardziej się nadawało do
zamieszkania, liczył, że będzie bardziej panował nad swoimi
nerwami nie tylko podczas zajęć obrony przed czarną magią, ale
również i podczas wizytacji. Podpis jednak napełnił go radością,
bo zobaczył, że w sumie to jest nie tylko od ojca chrzestnego, ale
również od ojca. Zwinął list i wsadził do kieszeni spodni.
Wszyscy uczniowie, którzy chcieli w ten weekend się wybrać do
wioski ubrali się wyjątkowo ciepło z powodu opadów deszczu, które
nawiedziły Hogwart. Zapiął kurtkę i założył czapkę na głowę.
Tłum zaczął zbierać się w wyjściu przed Filchem. Odnalazł
dziewczynę, która najwyraźniej wypatrywała go.
- Wiesz, za bardzo nie chciało się ruszyć w tą zimnicę, jednak obiecałem. - uśmiechnął się, ale nagle zaczął szczękać zębami.
Ciężkie
krople deszczu lały się z nieba, gdy kroczyli do Hogsmeade. Chłopak
wskazał dziewczynie jedną z pobliskich kawiarni. W sumie w tym
miasteczku było mało takich miejsc, prawdę mówiąc każdy wolał
posiedzieć w Trzech Miotłach, jednak dziewczyna wiedziała, że
lepiej pogadać w jakimś miejscu mniej tłocznym. Weszli do środka.
Wnętrze nie pokazywało nie wiadomo jakiego bogactwa, było schludne
i czyste, a mała ilość klientów tylko go zachęcała, aby tutaj
zawitać z rudowłosą. Zamówił dwie kawy i pokazał stolik w rogu.
- Dlatego stronisz od wszystkich? Przecież wygląda na to, że wydoroślałeś w tej szkole. Teraz czujesz, że jest zmiana? - Ginny nie dowierzała własnym uszom. Prędzej by podejrzewała, że jej bracia by chcieli uciec ze szkoły.
- Przez nią to wszystko - wiedziała kogo ma na myśli. - Nie można nawet normalnie porozmawiać w szkole, ewentualnie na zajęciach, ale to jak jej nie ma na tych wizytacjach. Dobiera się do nauczycieli, a dyrektor...
- Nie mieszaj w to dyrektora Dan. On ma związane ręce, bo Knot podburzył już całe ministerstwo. Dobrze o tym wiesz.
- Fakt. Jednak ja też jestem już pod kreską, myśli, że mnie zmiękczy tym, co się działo na szlabanie. Cholera, do tej pory boli mnie ręka.
- To tak szybko nie minie. W sumie nie wiadomo, czy to nie zostanie na zawsze.
- Mam latać z mądrą i głęboką sentencją, bo jednej różowej odbiło? - chłopak otworzył szeroko oczy. W sumie spodziewał się czegoś takiego, jednak taka wiadomość to jak grom z jasnego nieba.
- No cóż, powinieneś powstrzymywać nieco swoje nerwy. Wiesz, że ona może o wiele bardziej ciebie ukarać, jeśli dalej będziesz tak skakał do każdego.
- Uważasz, że miałem siedzieć cicho.
- Słuchaj Dan, jak nie rozumiesz do tej pory - Ginny przestała na moment pić kawę i spojrzała mu prosto w oczy. - Wiesz sam, do czego należysz, wiesz sam, jakie masz informacje. Oni chcą to wykorzystać. Dojścia do reszty członków...
Dziewczyna
przerwała i spojrzała w dal. Widziała, jak niektórzy na drodze
dziwnie się przypatrują im, siedzącym w kawiarni. W sumie to nie
było aż tak dziwne na pierwszy rzut oka, jednak lokum oddalone od
centrum przykuwało uwagę z innego powodu. Jakiś staruszek
przyglądał im się cały czas badawczo. Black zaklął pod nosem.
Wiedział, że to może być kamuflaż, a ktoś doniesie Umbridge o
tym wszystkim. Czuł, że był szpiegowany przez dosłownie każdego.
- Ja tak samo, chętnie bym gościowi przeczyścił jego pamięć.
- Dan nie impulsywnie. Musisz się uspokoić - dziewczyna uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Wiedziała, że jest uparty i gdy postanowi coś, to i tak to zrobi.
Wyszli z
kawiarni, uprzednio płacąc za kawę. Było jeszcze wiele czasu,
mogli odwiedzić praktycznie każdy sklep znajdujący się w
Hogsmeade, jednak on nie czuł się zbyt komfortowo. W sumie każdy
wiedział, że był synem „tego mordercy”, jak określano
Syriusza Blacka, a to tylko przysparzało mu kłopotów. Wskazał
dziewczynie kierunek na Wrzeszczącą Chatę. Tylko tam jak na razie
nie było nikogo, kto byłby w stanie dalej podsłuchiwać, a w
tłumie nie chciał wszystkich przekrzykiwać, aby ona go usłyszała.
Oparł się o ogrodzenie, odchylając głowę do tyłu.
- Rozumiem ciebie, jednak tęsknota za domem nie może przysłaniać ci zdrowego rozsądku - dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła, po czym szturchnęła go w ramię.
- Nie zrozumiesz tego. Byłem wychowywany przez dziadków, którzy rzadko poruszali osobę mojego ojca. Poznałem go dopiero na piątym roku, gdy uciekł z Azkabanu. Nie powiem, z dziadkami nie żyłem biednie, dbali o mnie, w końcu jestem ich jedynym wnukiem. Nie chcieli za bardzo, abym wstępował do... - urwał na moment. Nie mógł mówić o tego typu sprawach gdziekolwiek by nie był. - Jak mi zawsze mówili, matka zginęła podczas Pierwszej Wojny, a jesteśmy niedługo w przededniu drugiej. Tylko ślepy nie widzi tego, co każdy z nas.
- Rozumiem, że tęskniłeś za rodzicami, ale czasu nie cofniesz. Teraz musisz się starać, aby mieć jak najwyższe oceny, skoro chcesz spełniać swoje marzenia.
- Wiem, ale czuję, że coś złego się stanie w tym roku. Nie wiem, jakby jakieś fatum powodowało, że stracę coś.
- Nie myśl o tym - szepnęła. Nie wiedziała sama co powiedzieć, aby w jakiś sposób poprawić mu humor. - To zawsze idzie odwrócić.
Chłopak
jedynie się roześmiał. Wiedział, że wyglądał na poważnego,
lecz w takich momentach budziła się w nim natura jego ojca. Zawsze
nawet największe zagrożenie był w stanie bagatelizować, jednak
był lojalny zasadom, które miał wpojone po wstąpieniu do Zakonu.
W sumie był pełnoletni, mógł robić, co tylko chciał, zwłaszcza,
że jego ojciec zawsze otwarcie przeciwstawiał się każdemu, kto
popierał Voldemorta. On był taki sam, tylko że potrafił na
chłodno przeanalizować każdą sytuację. Ginny spojrzała na niego
z początku zdziwiona, że jeszcze przed chwilą był przybity swoimi
myślami, a nagle mu się poprawiał humor. Chłopak spojrzał na
dziewczynę, a następnie przez jej ramię i zaklął. Do nich
zbliżała się grupka trzech Ślizgonów, a brunet rozpoznał
jednego z nich. Była to osoba, której równie mocno nienawidził,
jak i Umbridge - Draco Malfoy. Nie był w stanie określić dnia, gdy
ta nienawiść wskoczyła na wyższy poziom, w sumie zaczęło się
to od momentu przechwałek, że Daniel jest jego kuzynem, który
wyraźnie „zboczył z drogi” przyjaźniąc się z każdym, nie
patrząc na czystość krwi. Młody Black wyraźnie kpił sobie z
blondyna, uważając to za hańbę, że ktoś taki jak on jest jego
krewnym, wypierając się tych wszystkich zasad, które były wpajane
w rodzie, Toujour Pur - zawsze czyści.
- Ze wszystkich osób, które znam akurat musiałem na ciebie trafić w wolnym dniu - Daniel robił dobrą minę do złej gry. Z miłą chęcią by go potraktował jakimś solidnym zaklęciem, które wybiłoby mu z głowy napatoczenie się pod nogi.
- Wiesz o tym, że zakładałem się z kumplami i wygrałem? Po tej Francuzce myślałem, że będziesz w stanie poderwać kogoś, kto jest czystej krwi, a nie dziewczynę Pottera.
- Ona nie jest jego dziewczyną , widocznie nie jesteś doinformowany. W sumie i tak rodzina Weasley'ów jest czysta, jeśli tak bardzo ci zależy na informacjach - Black przestąpił z nogi na nogę. Malfoy i jego ekipa zbyt mocno grała mu na nerwach.
- Cóż, dla niektórych zdrajcy krwi są...
Nagle
błysnęło oślepiające światło, a Malfoy wisiał do góry
nogami. Crabbe i Goyle chcieli już ruszyć na Blacka, gdy nagle
ponownie błysnęło i Ślizgon leżał na twarzą do ziemi przykryty
peleryną. Dan wycelował różdżkę i udawał, że mierzy jednego i
drugiego.
Osiłki
spojrzały po sobie. Słyszeli co nieco o Blacku i jego biegłości w
rzucaniu zaklęć. Zawsze najwyższe oceny z praktycznych
przedmiotów, zdanie wszystkich możliwych zaliczeń, które
chciał... Mało kto by się odważył stanąć z nim do równej
walki. Draco powoli podnosił się na równe nogi i wpatrywał z
wyraźną nienawiścią na Gryfona. Widocznie stracił całe
panowanie nad sytuacją, a kolejny lot nie był dla niego odpowiednim
rozwiązaniem.
- Jeszcze słowo Draco, a urządzę pokaz z ciebie dla wszystkich. To, że jesteś prefektem nie oznacza, że możesz obrażać każdego. Kto w ogóle ciebie wybrał na to stanowisko. - Black czuł, że tryumfuje, jednak po chwili poczuł dłoń na jego ramieniu.
- Olej go Danny - powiedziała po raz pierwszy jego imię w takiej formie. - I tak pewnie złoży na ciebie donos, a nie chcesz zarobić chyba kolejnego szlabanu.
- Słuchaj jej, to może wyjdziesz odpowiednio. Nie zapominaj - Malfoy uśmiechnął się dość bezczelnie, po chwili łupnęło zaklęcie a blondyn odleciał prawie że pod drzewo.
Brunet stał
tak jak wcześniej, a on celował wyraźnie w twarz Draco, ale po
chwili schował broń i ruszył dalej ścieżką. Ginny szła obok
niego, wyraźnie nie widziała sensu, aby się w jakikolwiek sposób
odezwać. Przed chwilą wyraźnie Ślizgon dotknął jego czułego
punktu, a on nie zamierzał pchać się w coraz większe tarapaty.
Teraz wystarczył jeden donos i ponownie by dostał tygodniowy,
ewentualnie miesięczny szlaban, względnie mógłby stracić
odznakę. Zaklął siarczyście. Jeszcze nigdy nie był tak wściekły,
nawet na samego siebie. Nigdy nie spodziewał się, że go rola
Prefekta Naczelnego zacznie tak mocno dusić. Musiał spełniać
założenia regulaminu szkolnego, w sumie być nieskazitelnie czysty,
jednak większość jego wrogów znała jego słabe strony. Zbyt
łatwo w ostatnim czasie wybuchał, zwłaszcza po czerwcu, gdy żył
jak cień samego siebie. Jedyne oparcie znalazł w jego jedynej
pozostałej przy życiu rodzinie - Syriuszu oraz Remusie. Jak bardzo
by chciał się teraz wyrwać stąd i siedzieć już na zawsze ze
swoim ojcem!
- Wiesz, że możesz mieć kłopoty przez to, ale... Dziękuję - rudowłosa powiedziała to szeptem.
- Ehh ta fretka tylko czekała, aby mnie podpuścić, wiem to - powiedział szeptem. Nagle przeszło mu wszystko, teraz tylko zostało pytanie... Upomnienie czy szlaban.
- Spokojnie może uda się to jakoś odpowiednio dopasować, aby nie było, że obrywasz za mnie. Chodź, wracamy.
Chwyciła go
za rękę i pociągnęła ścieżką wiodącą do zamku. W sumie
każdy mógł wracać do wieczora, gdy wszystkie wejścia są
zamykane. Nie robili za specjalnych zakupów, ostatnio Filch wpadł w
straszną fobię, sprawdzając każdego ucznia. Chłopak nie miał
zamiaru dawać się sprawdzać temu charłakowi, prędzej by wolał
wpaść na innego nauczyciela. Spojrzał w dal i jęknął. Wyraźnie
pewna osoba na niego czekała - profesor Snape. Na szczęście nie
usłyszał w oddali jego przekleństwa. Malfoy doniósł na niego.
- Chyba pana nie powinno interesować, co takiego robię w wolnym czasie - Black nie tracił rezonu. Było mu już wszystko jedno.
- Panie Black, pozwoli pan za mną. Niestety, nie odprowadzi pan swojej... Dziewczyny do zamku.
Widać było,
jak na czole bruneta zaczyna pulsować żyłka. Na co wszyscy ich
nagle łączyli ze sobą? Byli przyjaciółmi, tylko i jedynie
przyjaciółmi. Fakt czuł coś do niej, ale nigdy nie uważał, że
to będzie fair w stosunku do niej. Dostrzegał ten wzrok skupiony na
wielkim Wybrańcu, ale teraz... Zaskakiwała go coraz bardziej, w
pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ruszył za „nietoperzem” wprost
do lochów. W sumie można ująć, że chłopak był już tutaj
stałym bywalcem. Usiadł wygodnie na krześle pod ścianą, jakby
czekając, jaki go wymiar kary spotka tego dnia. Snape wyraźnie
rozkoszował się tą chwilą, gdy miał pełną kontrolę nad
uczniem.
- Jeśli uważa pan, że rzucanie obelg w stronę dziewczyn za męskie, to tak, zaatakowałem bez powodu - Black wyraźnie nie dał się zwieść mistrzowi eliksirów. Nie mógł pozwolić sobie na jakikolwiek upust złości, jednak ten go z mściwym uśmiechem podpuszczał.
- Sugerujesz, że Malfoy sam chciał zawisnąć, względnie wylądować na drzewie? - Snape tracił powoli panowanie nad sobą, co szło wywnioskować z jego głosu. - Jesteś taki sam jak ojciec, który wyraźnie mi to pokazywał w każdym dniu pobytu w zamku. Dla zabawy robił różne rzeczy, z których potem był dumny, puszył się jak paw. Zawsze był cwany w grupie, sam nie stawał.
- Nie mów mi o ojcu, chyba przyszliśmy porozmawiać o tym, jak to potraktowałem biednego prefekta Ślizgonów. Jakoś ze swoimi osobistymi ochroniarzami nie zamierzał zareagować.
- Za twoje zachowanie nie ukarzę ciebie szlabanem. W sumie to jak grochem o ścianę, spływa to po tobie jak po kaczce. Mógłbym ukarać twój dom, jak to się mówi, odpowiedzialność weźmie cała grupa.
- Nie sądzę, aby to było konieczne profesorze Snape - pewien przesłodzony ton głosu przerwał ich rozmowę, a brunet mimowolnie jęknął. - Pan Black potrzebuje czegoś, co go nauczy odpowiedniej postawy, godnej Prefekta Naczelnego.
- Uważam, że pani nie wie tak naprawdę, jakiego typu uczniem jest pan Black. Jest identyczny jak ojciec, arogancki i nieusłuchany, robi wszystko dla poklasku. Dostał miano Prefekta, aby wydoroślał, co niestety się nie udało.
- Może pan przestać najeżdżać na mojego ojca? - brunet nie wytrzymał i wykrzyczał to. Nie interesowało go to, jaki szlaban dostanie, jakiego typu zadanie, wszystko przestało mieć znaczenie. Nie miał zamiaru odpuścić. - Nie jestem taki jak mój ojciec, jednak pan nie widzi tego. Fakt, mam swoje za uszami, jednak nie odważyłbym się czegokolwiek robić wbrew swoim zasadom. To, że mój ojciec pana nękał w szkole nie oznacza, że powinien pan przerzucać na mnie tą nienawiść. Uważacie, że mnie można zmienić? To wam się nie uda.
- Cóż, panie Black. Chciałam zrobić tak, aby pana ominęło to, co nieuniknione. Uznał pan, że to był uzasadniony atak na osobę pana Malfoy'a. Zgłosi się pan do mnie jutro i przez najbliższy miesiąc. Pora wyplenić tą agresję, która może panu popsuć przyszłą karierę. Musi się pan tak samo nauczyć, że nie można pouczać kogoś, kto jest od pana starszy i bardziej doświadczony.
Tryumfowali...
Tym razem. Wyczuwał, że coś może się dzisiaj stać, cały czar,
nastrój prysł. W sumie mógł się tego spodziewać i temu
zapobiec, jednak uważał, że teraz dopiero był szczery z samym
sobą.
Prawdę mówiąc nie wiem od czego zacząć. W jednej chwili normalne spotkanie w Hogsmeade ,w drugiej lanie ,a w trzeciej Ukryta Prawda ? Chyba tak to mogę nazwać ,ponieważ rozbawiła mnie ciekawość Snape 'a ,na temat tego z kim umawia się Daniel. Jak dla mnie ,główny bohater powinien mu zamknąć usta szamponem do włosów . To jedyne wyjście by zaprzestał wtykać swojego długiego nochala w sprawy innych ludzi. Dziwię się czemu z lekka Daniel pozwala na to :P Przechodząc do następnej kwestii ,która mnie zaciekawiła ... Różowa Ropucha też wyczuła moment, kiedy się zjawić w gabinecie Snape'a . Jednak współczuję młodzieńcowi ,bo równie dobrze mogło by się obejść na zwykłym " opierdzielu " i do widzenia. Mam tylko nadzieję ,że On nie podda się tak łatwo i przeżyje ten okropny szlaban.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Diana.
Z deszczu pod rynnę.
OdpowiedzUsuńNietoperz Lochów i Różowa Fanatyczka Kotów razem w akcji , abstrahując dobrana z nich para.
Tleniona Fretka i goryle , Dan zachował się bardzo męsko broniąc panny Weasley :)
Czekam na dalszy rozwój akcji , kolejny szlaban u ropuchy. Trzymam kciuki by główny bohater to wytrzymał.
Życzę weny i pomysłów :3
Matrioszka
Witaj!
OdpowiedzUsuńTeraz napiszę to co mi się ciśnie na usta od rozdziału pierwszego. To jest jeden z lepszych blogów jakie czytam. Dialogi są genialne, a opis tych wszystkich sytuacji jest wprost wybitny. Zauważyłam małe literówki na początku, ale one nie są rażące jak Różowa Landryna. A tak poza tym to trzymasz poziom. Mam nadzieję, że taki się utrzyma.
Życzę weny i czasu na pisanie.
Twoja wierna czytelniczka
Katharsis
No więc stary druhu... Można zacząć od wielu fragmentów tę reckę. Na pewno dialogi nieco zlewają się w sensie tonu, którym mówią. Wygląda trochę to tak, jakby mówili jedną osobą, szczególnie Ginny na tym tle tak wypadła. Reszta jest w porządku. Dalsze wątki są ciekawie rozbudowane i mogą wciągnąć, bo się przyjemnie je czyta. Końcówka spodziewana, bo Dan nie jest typem osoby, która bez odezwu czeka na karę. Teraz zapewne Umbridge da o sobie znać i jestem ciekaw jak to się dalej potoczy. Ogólnie rozdział na plus.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe, masz dar do tworzenia światów za pomocą słów. Od pierwszego zdania człowiek przenosi się do Twojego świata i nie chce go już opuścić ^^ gratuluje świetnych dwóch rozdziałów^^
OdpowiedzUsuń