Rozdział III
"Drogi
Łapo
pogoda
jest coraz gorsza. Nasza kochana pani w różowym nie odpuszcza w ani
jednym calu. Dziwię się w sumie, że jeszcze nie rzuciłem szkoły
tak jak planowałem wcześniej. Owutemy... Wszyscy o nich
przypominają na każdym kroku, powoli mam tego dość. Zero nauki
praktycznej, podpatrywanie nauczycieli, nie można nawet pogadać.
Twój stary przyjaciel coś ma dziwne parcie od pewnego czasu.
Hogwart nie jest już taki sam jak kiedyś.
Pozdrów
Lunatyka
Dan
Przeczytał jeszcze parę razy ten krótki list, po czym ruszył do
sowiarni. Była to wieża, która znajdowała się na uboczu. Wyszedł
z pokoju wspólnego wcześnie rano, aby nikt go ponownie nie
szpiegował. Przestał się czuć tutaj bezpiecznie, kiedy zobaczył,
że magicznym sposobem Umbridge wiedziała gdzie spotkać go po
powrocie z Hogsmeade. Czy ta stara jędza zamierzała go pilnować
aby pod byle pretekstem zaciągnąć go do jej gabinetu na wiercenie
dziury w brzuchu? Gwizdnął krótko, na co na jego ramię zleciała
jego sowa. Czarne pióra połyskiwały w świetle wschodzącego
słońca. Podał jej list
Ruszył powolnym krokiem do zamku. Spojrzał w zachmurzone niebo,
które nieco oddawało jego humor. Czuł się po raz pierwszy źle,
samotny na froncie, gdzie z każdej strony był atakowany. Zaklął
pod nosem. Zimny wiatr powiewał jego włosami, które niesfornie
zaczęły zasłaniać jego oczy. Dzisiaj i przez najbliższy miesiąc
się nastawiał na męczarnię w gabinecie Umbridge. Październik
przestał być jednym z jego ulubionych miesięcy. Spojrzał na
kartkę z planem lekcji i jęknął. Jeszcze tego brakowało, aby
miał z tą jędzą pierwsze zajęcia tego dnia. Dotarł do Wielkiej
Sali w momencie, gdy większość już siedziała na swoich
miejscach. Widział uśmieszek Malfoy'a, który jak zazwyczaj
siedział w otoczeniu swoich ochroniarzy. Siadł na wolnym miejscu i
zamierzał sobie posmarować tosty, gdy po chwili poczuł podwójne
klepnięcie po plecach. Jęknął cicho.
- W sumie ten dupek się prosił aż o to, ale mogłeś dać na wstrzymanie - dokończył za niego George.
- To teraz bądź grzecznym chłopcem chociaż na obronie przed czarną magią - jeden z bliźniaków mrugnął do niego.
- Nie musicie mi o tym przypominać - brunet wywrócił oczami i wygiął do tyłu. Jeszcze tego brakowało, aby oni mu przypominali o zbliżającej się lekcji. - Miałem swoje powody, jednak jak widać, jestem w mniejszości.
- Mogłeś to załatwić tak, aby nie było świadków, względnie mu wyparowało z głowy.
- Nie dołujcie mnie jeszcze wy - uderzył głową w blat stołu. Jeszcze nie tak dawno uważał to jedynie za zły sen, a teraz musiał się mierzyć z rzeczywistością.
Obrócił głowę w bok. Wiedział, że może po raz kolejny
wybuchnąć, jednak musiał odnaleźć w sobie siłę, aby w miarę
spokojnie przejść przez obecne zajęcia. Dotarli bardzo szybko pod
salę i zajęli ostatnie miejsca w ławkach.
Nikt się nie ruszył. Wystarczyło parę zajęć, aby wielu
zdeterminowanych uczniów się poddało. Na tych zajęciach nie mieli
używać żadnych zaklęć. Black ziewnął, ale momentalnie został
szturchnięty przez Freda. Spojrzał na podręcznik, który leżał
przed nim. Czuł, że niedługo dostanie świra od tych tendencyjnych
rozdziałów, z których jeden wykluczał drugi. Jeśli na podstawie
tej wiedzy mieli zdać ostatnie egzaminy, to on uważał siebie za
świętego. Zaklął pod nosem i przewrócił na odpowiednią stronę.
Już po tytule mógł stwierdzić, że to będą najnudniejsze
godziny w jego życiu. Zaczął postukiwać po blacie ławki czytając
tekst, ale po chwili zrozumiał, że nadal czyta to samo zdanie.
Zaklął siarczyście pod nosem. Nawet nie zauważył momentu, gdy
tego typu słowa lały się potokiem z jego ust. Przewrócił na
kolejną stronę i udawał, że próbuje się skupić nad tekstem.
Spojrzał na zegarek i jęknął. Dopiero mijało pół godziny,
podczas których próbował bezskutecznie wysilić swój umysł, aby
nie zasnąć. Skupił uwagę na widoku za oknem, który go tak kusił,
aby odpuścić sobie zajęcia kosztem spędzenia czasu w
prawdopodobnie ostatnim ciepłym dniu. Zaczął sobie wyobrażać,
jakby to było, gdyby Ginny mu towarzyszyła...
- Tak, pani profesor - skłamał, aż nadto wyraźnie, a jeden z bliźniaków uśmiechnął się pod nosem.
- Doprawdy? To dobrze się składa, gdyż przygotuje pan wypracowanie o urokach na następny tydzień o urokach i jak Slinkhard radzi z nich korzystać. Jeśli panu zależy na zaliczeniu owutemu z obrony przed czarną magią, musi pan odpowiednio przyswoić teorię. Proszę udowodnić, że W z SUM'ów nie było przypadkiem.
„Cholerna wiedźma” skrzywił się w myślach. Widział wyraźnie,
że ona i Snape są ulepieni z tej samej gliny, o ile mistrz
eliksirów próbował znaleźć jakieś podłoże dodatkowych prac,
zazwyczaj wątpliwego pochodzenia, o tyle Umbridge wyraźnie chciała
się dobrać do jego skóry. Kiedy wybił wreszcie upragniony dzwonek
jako pierwszy ruszył do drzwi. Był wyraźnie zagotowany tą rażącą
niesprawiedliwością, którą coraz bardziej odczuwał. „Co mnie
do cholery trzyma jeszcze w tej szkole?” przemknęło mu przez
myśli. Czuł się jak obcy, który na siłę jest wypychany z
miejsca, które uważał do tej pory za dom. Nie spojrzał nawet w
stronę reszty klasy. Gdy tylko wyszedł na zewnątrz od razu poczuł
powiew powietrza, który przyjemnie go pobudził. Było chłodno, co
prawda, jednak jak odpracuje szlaban już będzie coraz zimniej i
zimniej, a śnieg tylko dopełni obrazu zimy. Włożył ręce do
kieszeni spodni i ruszył na błonia. Miał odrobinę czasu, aby choć
na chwilę odpocząć od tego natłoku wrażeń. Rozłożył się
wygodnie pod drzewem, reszta pewnie już ruszała na zielarstwo,
które odpuścił sobie po zaliczeniu przedmiotu. Nie zamierzał dać
się dzisiaj wyprowadzić komukolwiek z równowagi. Zamierzał
dotrzymać tego postanowienia, a najlepsza ku temu okazja była w
częstych odpoczynkach od niektórych zajęć. Przeciągnął się
leniwie i oparł o jedno z drzew. Nie wiedział sam, kiedy mu się
lekko przysnęło, jednak silne szturchnięcie w ramię spowodowało
brutalną pobudkę.
- Ginny proszę, nie dzisiaj - jęknął. Tak dobrze mu się spało.
- Pani McGonagall ciebie szuka. Uznała, że musi z tobą przeprowadzić dyscyplinarną rozmowę - po tonie jej głosu mógł uznać, że sprawa jest poważna
- Przecież nie było mnie tak ciężko znaleźć. Leżałem przez jakiś czas.
- W sumie to spałeś jak zabity - dziewczyna zaśmiała się. - Dalej chodź, żeby jeszcze nasza opiekunka nie była na ciebie cięta.
Westchnął jedynie i ruszył za dziewczyną. W sumie cieszył się,
że nie wysłała po niego kogoś innego. Dziewczyna zaczęła go
prowadzić prosto do gabinetu nauczycielki transmutacji. „Jeśli
najbliższe miesiące będą dla mnie spacerami po gabinetach to
podziękuję” przemknęło mu przez myśli. Rudowłosa zapukała,
po czym otworzyła drzwi. Już po minie Minervy mógł wnioskować,
że jest na coś zła. Po chwili zdał sobie sprawę, że od pewnego
czasu po raz pierwszy jest sam na sam z opiekunką Gryffindoru i nie
wie, co powiedzieć.
- Tak, zdaję sobie sprawę - powiedział to cicho, jakby cała energia z niego uleciała, a następnie usiadł naprzeciwko niej.
- Przeglądałam pana kartotekę i jestem niemile zaskoczona. Trzeci szlaban w przeciągu dwóch miesięcy to nie jest odpowiednie zachowanie, jak na Prefekta Naczelnego. Dyrektor dał panu odznakę z powodu zaufania, którym pana darzy.
- Wiem o tym pani profesor, lecz nie jestem w stanie ostatnio utrzymać nerwów... - zaczął Black jednak pani profesor machnęła ręką.
- Myślisz Danielu, że tak komuś zaimponujesz? Fakt, to bohaterskie, co pan zrobił w Hogsmeade, ale dostałam za to raport niesamowicie stronniczy od profesora Snape'a. Wyraża on nadzieję, że zostanie pan po tym fakcie pozbawiony rangi, lecz uważam, że zasługuje pan na ostatnią szansę. Poza tym wie przecież pan, skąd jest profesor Umbridge prawda?
- Tak wiem, to mnie właśnie niepokoi od pewnego czasu. Uznała
pewnie za punkt honoru złamanie mnie i dowiedzenie się o...
- Rozumiem to. Dlatego musi pan uważać na jej zajęciach, robić dobrą minę do złej gry. Świat dziecięcy przemija strasznie szybko. Jeszcze rok, dwa lata temu mogłam akceptować pańskie dziecinne wybryki, które wyczyniałeś z bliźniakami, jednak pora pomyśleć o przyszłości i znaleźć kogoś, z kim może się pan związać.
- Pani sugeruje, że pewnej części siebie mam się pozbyć?
- Ujarzmić ją. W sumie słyszałam, że pan wybrał się z panną Weasley do Hogsmeade - zaczęła McGonagall, na co Daniel wywrócił oczami. - Może to właśnie pan tam powinien szukać akceptacji, a nie zwracać tylko i jedynie na siebie uwagę?
- Dziękuję za te porady, jednak na razie nas wiążą relacje przyjacielskie. Lepiej się pospieszę, ponieważ mam zaklęcia z profesorem Flitwickiem a potem... - urwał, skrzywiając się. Nagle przypomniało mu się o szlabanie.
- Dobrze, panie Black. Proszę pamiętać o moich słowach. Nie chcę, aby któregoś z Prefektów Naczelnych, zwłaszcza z Gryffindoru, usunięto dyscyplinarnie.
- Dzień dobry grupo - głos profesora Flitwicka rozległ się po
całej sali. - Dzisiaj w ramach powtórzenia przećwiczymy zaklęcie
przyciągające i odpychające z tym zastrzeżeniem, że wykonamy je
niewerbalnie. Panie Black, może pan zaprezentuje swoje umiejętności
i przyciągnie oraz odepchnie tą poduszkę?
- Dobrze, panie profesorze.
- Wspaniale panie Black, teraz reszta grupy.
- Panie Black, musi pan powstrzymać te negatywne emocje. Młodzi
ludzie często odrzucają właściwe autorytety, tak ważne dla
prawidłowego rozwoju - Umbridge zaczęła swoją tyradę, kiedy on
ponownie wycinał to samo zdanie na swojej ręce. - Wchodzisz w
kluczowy dla siebie wiek, gdy musisz wybrać swoją ścieżkę
życiową. Takie zachowania są karygodne.
- Cóż, jestem identyczny, jak mój ojciec. Wolę być normalnym człowiekiem, niż z klapkami na oczach - chłopak wypowiedział te słowa spokojnie „Nie uda ci się to” przemknęło mu przez myśli. - Droga w życiu będzie taka, jaką sobie wybiorę.
- Przeglądając pańskie akta widziałam, że pan chciał być łamaczem zaklęć lub aurorem. Do tej drugiej potrzebna jest aprobata Ministerstwa oraz czysta kartoteka.
- Nie zrobiłem jeszcze nic, co by łamało wszelkie przepisy - ten sam spokojny ton głosu wydobywał się z ust bruneta, aż sam był zdziwiony, że nie udało jej się go wyprowadzić z równowagi.
- Wie pan, że jest brane pod uwagę też pochodzenie? - z jej twarzy uśmiech nie znikał, a jej ton głosu był identyczny, przesłodzony. - Wprawdzie rodzina Black ma wybitne zasługi dla Ministerstwa, jednak pańskie pochodzenie...
- Sugeruje pani, że zamierzają mnie oceniać po moim pochodzeniu? - czuł coraz bardziej palący ból na ręce, krew spływała już po jego ręce, a on nie zamierzał się poddawać.
- Oczywiście, że nie. Po prostu współpraca z Ministerstwem może przynieść o wiele lepsze rezultaty, niż bycie po nieodpowiedniej stronie, mój drogi.
- Niestety, ja nie jestem po żadnej stronie.
- No cóż, panie Black, pewnie niedługo zrozumiesz, co zamierzam panu przekazać. Na dzisiaj wystarczy, jutro pan przyjdzie o tej samej godzinie.
- Jesteś z siebie dumny? - pewien głos przerwał mu te nieumiejętne
składanie myśli. Wiedział już, do kogo on należy.
- Jeśli masz zamiar mnie pouczać Hermiono, to wybrałaś nieodpowiedni dzień i porę - odpowiedział nieco rozgniewany. Jeszcze tego mu brakowało na dokończenie tego jakże cudownego dnia.
- Wiem, co się wydarzyło w Hogsmeade, jednak nie powinieneś być tak impulsywny. Wiesz, że większość chce ciebie wyprowadzić z równowagi.
- Większość? Dziękuję za pocieszenie, myślałem, że jednak mam więcej znajomych. Dobrze, że za to nie skazują - ironię w jego głosie można było wyczuć na kilometr.
- Black, opanuj się na litość Boską. Myślisz, że zamierzam ci szkodzić?
- Pouczasz mnie na każdym kroku od początku semestru. Myślisz, że to jest takie przyjemne? - jego głos powoli kipiał złością.
- Chcę tylko jak najlepiej. Musisz zrozumieć, że nie przyciągniesz uwagi kogokolwiek wiecznymi szlabanami, zachowywaniem się jak małolat. Skończył się okres bycia dzieckiem, nie bądź taki jak twój ojciec.
- Ty nie wiesz jak to jest! - mimowolnie krzyknął. Nie interesowało go to, czy ktokolwiek usłyszy. - Odtrącaliście mnie na każdym kroku, gdy poznaliście o mnie prawdę. Nie, nie ukrywałem czegokolwiek, bo po co miałem to robić? A dlaczego tak się czułem? Bo Potterowi coś się ubzdurało, nasłuchał się i uważał, że pozjadał wszystkie rozumy...
- Nie obwiniaj mnie przez niego! - tym razem to brązowowłosa podniosła głos. - Mamy swój rozum, nie rozliczaj nas przez pryzmat Harry'ego. Sam stałeś się na niego cięty i jesteś taki nadal, ale to nie znaczy, że na nas masz się odgrywać.
- Daj mi spokój, uwierz, nie chcę niczego innego - chłopak powiedział to już nieco znudzonym tonem głosu i pokazał jej wyraźnie, że nie zamierza dalej dyskutować.
- Rozumiem to. Dlatego musi pan uważać na jej zajęciach, robić dobrą minę do złej gry. Świat dziecięcy przemija strasznie szybko. Jeszcze rok, dwa lata temu mogłam akceptować pańskie dziecinne wybryki, które wyczyniałeś z bliźniakami, jednak pora pomyśleć o przyszłości i znaleźć kogoś, z kim może się pan związać.
- Pani sugeruje, że pewnej części siebie mam się pozbyć?
- Ujarzmić ją. W sumie słyszałam, że pan wybrał się z panną Weasley do Hogsmeade - zaczęła McGonagall, na co Daniel wywrócił oczami. - Może to właśnie pan tam powinien szukać akceptacji, a nie zwracać tylko i jedynie na siebie uwagę?
- Dziękuję za te porady, jednak na razie nas wiążą relacje przyjacielskie. Lepiej się pospieszę, ponieważ mam zaklęcia z profesorem Flitwickiem a potem... - urwał, skrzywiając się. Nagle przypomniało mu się o szlabanie.
- Dobrze, panie Black. Proszę pamiętać o moich słowach. Nie chcę, aby któregoś z Prefektów Naczelnych, zwłaszcza z Gryffindoru, usunięto dyscyplinarnie.
Chłopak ruszył na korytarz. Spojrzał na zegarek, miał raptem pięć
minut na dotarcie na zajęcia. Nauczyciel zaklęć był o wiele
spokojniejszym prowadzącym od innych, jednak wiedział, że czasami
Umbridge może gdzieś się czaić, aby prowadzić te swoje
wizytacje. Wszedł niemal równo o czasie, gdy już reszta grupy
pozajmowała swoje miejsca. Siadł jak zazwyczaj między bliźniakami
i oparł głowę na rękach. Spodziewał się kolejnych nudnych
wykładów o zaklęciach, jednak obrócił głowę i zaklął pod
nosem. Ponownie dzisiaj musiał znosić obecność najbardziej
znienawidzonego nauczyciela.
- Dobrze, panie profesorze.
Daniel wstał i spojrzał na poduszkę, w którą wycelował różdżką.
Przedmiot jakby go posłuchał i posłusznie poleciał w jego stronę.
Brunet chwycił ją niezwykle pewnie, następnie ponownie
wypowiedział w myślach zaklęcie i odleciała na swoje miejsce.
Chłopak ponownie oparł głowę na rękach spoglądając na
poczynania grupy. Co prawda zaklęcia nie były aż tak lubiane przez
niego, zawsze wolał obronę przed czarną magią, jednak od pewnego
czasu, zwłaszcza od zatrudnienia Umbridge, ten przedmiot został
przez niego traktowany jako priorytet. Bliźniacy jak zazwyczaj
bardziej skupiali się na robieniu sobie żartów na zajęciach, albo
zakładaniu się, komu pierwszemu uda się wykonać zadanie. Zajęcia
mu minęły zdecydowanie za szybko, raptem zdążył zrzucić
podręczniki w pokoju i musiał odpokutować swój napad złości.
Ponowny widok różowego wnętrza jej gabinetu przyprawiał go o
mdłości, jednak musiał robić to, co ona żądała.
- Cóż, jestem identyczny, jak mój ojciec. Wolę być normalnym człowiekiem, niż z klapkami na oczach - chłopak wypowiedział te słowa spokojnie „Nie uda ci się to” przemknęło mu przez myśli. - Droga w życiu będzie taka, jaką sobie wybiorę.
- Przeglądając pańskie akta widziałam, że pan chciał być łamaczem zaklęć lub aurorem. Do tej drugiej potrzebna jest aprobata Ministerstwa oraz czysta kartoteka.
- Nie zrobiłem jeszcze nic, co by łamało wszelkie przepisy - ten sam spokojny ton głosu wydobywał się z ust bruneta, aż sam był zdziwiony, że nie udało jej się go wyprowadzić z równowagi.
- Wie pan, że jest brane pod uwagę też pochodzenie? - z jej twarzy uśmiech nie znikał, a jej ton głosu był identyczny, przesłodzony. - Wprawdzie rodzina Black ma wybitne zasługi dla Ministerstwa, jednak pańskie pochodzenie...
- Sugeruje pani, że zamierzają mnie oceniać po moim pochodzeniu? - czuł coraz bardziej palący ból na ręce, krew spływała już po jego ręce, a on nie zamierzał się poddawać.
- Oczywiście, że nie. Po prostu współpraca z Ministerstwem może przynieść o wiele lepsze rezultaty, niż bycie po nieodpowiedniej stronie, mój drogi.
- Niestety, ja nie jestem po żadnej stronie.
- No cóż, panie Black, pewnie niedługo zrozumiesz, co zamierzam panu przekazać. Na dzisiaj wystarczy, jutro pan przyjdzie o tej samej godzinie.
Brunet momentalnie ruszył z jej gabinetu. Czuł, jak krew spływa
powoli po jego palcach. Jeśli miał tak dalej ciągnąć to
wszystko, to nie miał innej rady, jak odejść. Oczami wyobraźni
widział siebie, jak staje w połowie semestru pod Grimmauld Place 12
i mówi ojcu, że się poddał. Zaklął po raz kolejny tego dnia.
Przecież nie mógł ot tak stchórzyć i odejść. Stanął przed
Grubą Damą, powiedział hasło i wszedł do środka. Spodziewał
się, że będzie sam ponownie siedział i odrabiał prace domowe,
które ponownie niebezpiecznie się nawarstwiały i tak z początku
było. Opadł na siedzenie i zaczął bezmyślnie przeglądać
książki od eliksirów. Ziewnął głośno. Dochodziła powoli
dziesiąta, a on nie wiedział, jak rozpocząć jakikolwiek referat,
który miał zadany na jutro.
- Jeśli masz zamiar mnie pouczać Hermiono, to wybrałaś nieodpowiedni dzień i porę - odpowiedział nieco rozgniewany. Jeszcze tego mu brakowało na dokończenie tego jakże cudownego dnia.
- Wiem, co się wydarzyło w Hogsmeade, jednak nie powinieneś być tak impulsywny. Wiesz, że większość chce ciebie wyprowadzić z równowagi.
- Większość? Dziękuję za pocieszenie, myślałem, że jednak mam więcej znajomych. Dobrze, że za to nie skazują - ironię w jego głosie można było wyczuć na kilometr.
- Black, opanuj się na litość Boską. Myślisz, że zamierzam ci szkodzić?
- Pouczasz mnie na każdym kroku od początku semestru. Myślisz, że to jest takie przyjemne? - jego głos powoli kipiał złością.
- Chcę tylko jak najlepiej. Musisz zrozumieć, że nie przyciągniesz uwagi kogokolwiek wiecznymi szlabanami, zachowywaniem się jak małolat. Skończył się okres bycia dzieckiem, nie bądź taki jak twój ojciec.
- Ty nie wiesz jak to jest! - mimowolnie krzyknął. Nie interesowało go to, czy ktokolwiek usłyszy. - Odtrącaliście mnie na każdym kroku, gdy poznaliście o mnie prawdę. Nie, nie ukrywałem czegokolwiek, bo po co miałem to robić? A dlaczego tak się czułem? Bo Potterowi coś się ubzdurało, nasłuchał się i uważał, że pozjadał wszystkie rozumy...
- Nie obwiniaj mnie przez niego! - tym razem to brązowowłosa podniosła głos. - Mamy swój rozum, nie rozliczaj nas przez pryzmat Harry'ego. Sam stałeś się na niego cięty i jesteś taki nadal, ale to nie znaczy, że na nas masz się odgrywać.
- Daj mi spokój, uwierz, nie chcę niczego innego - chłopak powiedział to już nieco znudzonym tonem głosu i pokazał jej wyraźnie, że nie zamierza dalej dyskutować.
Nie zwracał uwagę na fakt, że jej wyraz twarzy mógł mówić, że
martwi się o jego stan, bardziej go interesowało to, aby dała mu
wreszcie święty spokój. Zgiął delikatnie lewą dłoń i syknął
z bólu. To był dopiero pierwszy dzień, gdy go maglowała, obawiał
się już kolejnych. Pochylił się nad pergaminem i zaczął pisać.
Nie wiedział w sumie, o czym miał napisany ten referat oraz jakie
argumenty podaje, bardziej go interesowało, by oddać cokolwiek
Snape'owi. Nawet jakby napisał wzorcowe wypracowanie i tak pewnie by
dostał O za nie, tak z czystego przyzwyczajenia. Uderzył głową w
blat. Nagle wszelkie myśli i pomysły uciekły z niego, zostawiając
go z wyrazem otępienia na twarzy. Zbliżała się północ,
nachodził go sen, który przerywał bardzo szybko, aby móc chociaż
odrobinę dopisać i nie zostawiać prac domowych. Spojrzał przez
okno. Musiał znaleźć w sobie siły na dalsze szlabany i naukę,
domyślał się, że czas szybko upłynie.
Rozdział ukazany ze strony zwykłego dnia w szkole. Bardzo mi się podoba. Minewra robi za swatkę, no nieźle.Czysta kartoteka ? Brzmi jak by Dan był recydywistą :O
OdpowiedzUsuń,,Musiał znaleźć w sobie siły na dalsze szlabany i naukę,'' Właśnie tego życzę bohaterowi :) A autorowi weny i miłego dnia :>
Witaj.
OdpowiedzUsuńHa. Poziom utrzymany, Różowa Ropucha jest, Dan i jego wkurzenie jest, Ginny jest. Żyć nie umierać. Kurde Minerwa swatka? Genialne. Choć ja zawszę myślałam, żeby taką swatką był Drops. xD Więcej otrzymałeś na nk.
Weny i czego tam ci trzeba.
Wierna czytelniczka
Katharsis
świetnie Ci idzie, acz coraz bardziej żal mi Dana ^^. Sam rozdział czyta się szybko ^^ aż mnie skręca, że muszę czekać na kolejny
OdpowiedzUsuńMikus
Prosto mówiąc, kolejny interesujący wątek z życia czarodzieja Hogwartu. Dalsze losy Dana i jego przyzwyczajenia oraz charakterek, który mi się podoba. Nie jest tępy jak większość i potrafi postawić na swoim. Odwzorowane wszystko odpowiednio i dialogi spójne składają się w ładną całość dla oka.
OdpowiedzUsuńNo i w końcu jestem.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że trwało to tak długo i należą mi się solidne baty, ale obiecałam i już jestem.
Czy już mówiłam jak bardzo lubię Daniela?
Jest naprawdę świetny i ma swój urok.
W ogóle sama historia jest cudowna i już nie mogę doczekać się więcej.
Na pewno możesz liczyć na moją pomoc gdybyś potrzebował wiesz gdzie szukać.
pozdrawiam mocno.
Wszystko pięknie i ładnie. Dan jak dla mnie bardzo wyrazisty, ale czy nie za bardzo?
OdpowiedzUsuńDawaj jak najszybciej kolejny rozdział, bo już tu kwitnę :D
Po drugim zdaniu już znalazłam się w twoim świecie. Nie wiem jak Ty to robisz ,ale idzie ci to świetnie i oby tak dalej ... ale wracając do " opowiadania " , Dan wydaje mi się tutaj lekko wymęczony tym wszystkim ,ale i też delikatnie drażni mnie to ,że wszyscy mają do niego pretensje o byle co. Jakby sobie nie mogli odpuścić tych zbędnych komentarzy pod jego adresem. Jednak wczytując się w wątek o szlabanie u tej różowej wiedźmy ,wyraźnie widzę ,że ta usiłuje go przycisnąć . Podziwiam Daniela ,że się nie poddaje pomimo tylu " wrażeń ". Oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Diana.