Rozdział VII

Nie wiedział sam, jak to wszystko szybko leciało. Jeszcze nie tak dawno był zdecydowany na poważniejsze kroki, lecz tym razem się rozmyślił. Wyczuwał wyraźnie, że nie może robić nikomu nadziei, bo i na co mu to by było? Nie wiedział nawet, czy wyjdzie cało po tym zadaniu, które zbliżało się do niego nieuchronnie. Święta szybko przeminęły, nawet mu czasami udzielała się radosna atmosfera, ale wyczuwał na sobie spojrzenia reszty grupy, zwłaszcza Moody'ego. Nie wiedział sam, z czym to było związane, ale nie był w stanie znaleźć w swojej pamięci momentu, w którym by popełnił jakiś błąd. Tak samo było i tego dnia, a gdy spojrzał w lustro widział całkowicie bladą jak papier twarz. Czy on się aż tak bardzo obawiał zejścia do Departamentu Tajemnic? Przetarł zaspane oczy i ruszył w dół. Tak jak się spodziewał, niektórzy członkowie Zakonu się pojawili, chcieli już coś powiedzieć w jego stronę, ale zjawili się momentalnie bliźniacy. Kuchnia i jadalnia zarazem była coraz ciaśniejsza, a on czuł, jakby miał się zaraz udusić. Zgrywanie bohatera w szkole różniło się zdecydowanie od tej niepewności, która coraz mocniej narastała. Spojrzał na grzanki, które miał przed sobą i odsunął talerz. Przez chwilę poczuł na swoim ramieniu dłoń ojca, ale brunet podniósł się na równe nogi i wyszedł z pomieszczenia. Unikał kontaktu ze wszystkimi od czasu dowiedzenia się, że to właśnie dzisiaj ma iść patrolować tamto miejsce. Kiedy tylko opuścił pomieszczenie do jego uszu doszła żywiołowa dyskusja, którą tak jak się spodziewał, wywołali bliźniacy. „Pewnie im chodzi o moje zachowanie” przeszło mu przez myśli. Wszedł do swojej sypialni i spojrzał po zdjęciach, które trzymał na biurku. „W co ja do cholery się wpakowałem” kolejna myśl całkowicie pesymistyczna ułożyła się momentalnie w nim. Nie chciał w tym momencie z nikim rozmawiać, dodatkowo zamknął drzwi udając, że go nie ma. Zamknął oczy i w wyobraźni widział te pomieszczenie tak skrupulatnie opisane. Nikt jednak nie wiedział do końca czym było to, co zaatakowało pana Weasley'a. Wyczuwał, że pewnie będzie musiał to odnaleźć i albo zlikwidować, albo postarać się znaleźć jak najwięcej informacji o pochodzeniu tego monstrum.

Wieczór nadszedł zdecydowanie za szybko. Przetarł ponownie zaspane oczy i zszedł na dół. Starał się nie myśleć w taki sposób, że to pewnie jego ostatnie godziny w krainie żywych, musiał podejść w inny sposób do wszystkiego, jeśli chciał dalej walczyć. Tak jak się spodziewał, wszyscy już się zebrali na kolacji, a on usiadł na swoim tradycyjnym miejscu. Odczuwał dziwny ból w okolicach żołądka nie związany w ogóle z głodem. Spoglądał po twarzach zebranych, ale dziwnym trafem wyczuwał atmosferę niepewności, która była dziwna. Zaczął jeść, aby czymkolwiek zająć swoją uwagę, a przynajmniej nie faktem, że uda się w to miejsce z Kingsley'em, który mu tylko pokaże, jak się dostać i będzie zdany sam na siebie. Ponownie ruszył na korytarz, ale tym razem usłyszał kroki za sobą. Jęknął w duchu – rozmowa to było ostatnie, czego potrzebował na ten moment. Spojrzał w tył, aby chętnie spiorunować kogoś spojrzeniem, ale zobaczył Ginny. „No świetnie, naprawdę dzisiaj mam szczęście” kolejna złośliwa myśl nasunęła mu się w tym momencie.

- O co chodzi? - od razu bez ceregieli przeszedł do rzeczy. Czas go naglił, a gdy tylko opuści to miejsce poczuje się zupełnie inaczej.
- Dlaczego nas unikasz? - odpowiedziała pytaniem. Brunet już domyślił się, że to nie będzie rozmowa należąca do łatwiejszych.
- Nie mam ochoty rozmawiać od pewnego czasu, a zwłaszcza, jak widzę te spojrzenia mówiące, abym coś wydał – powiedział to dość spokojnym tonem głosu, ale wszystko w nim się momentalnie gotowało. „Dziwne, że nie zauważyła tego wcześniej” dodał w myślach z przekąsem.
- Nie o to w tym chodzi, bo o coś innego i nie ukryjesz tego przede mną. Oni mogą się bawić w detektywów, ale ja wyczuwam, że w tym jest głębszy sens. Jednak jak nie chcesz nic powiedzieć to graj tak dalej, a zostaniesz na koniec sam. - powiedziała to z nutą ironii w głosie, co rzadko kiedy okazywała.
- Uwierz, że jakbym potrzebował pomocy to sam bym się po nią zgłosił. Słyszałem co nieco z tej waszej rozmowy wczoraj i to mi starczyło.

„Cholera, przesadziłem” brunet zaklął pod nosem. Dla niego to nie było takie łatwe, mówienie o tego typu rzeczach, zwłaszcza w tym momencie. Ona mogła momentalnie odkryć, że odczuwał coś w rodzaju zazdrości na zdanie o tym, że Ginny sobie kogoś znalazła, a on sam wiedział, że przesadził z tą znajomością z Lilian. W sumie te wszystkie relacje i ich logika dla niego stanowiła nie lada zagadkę, a teraz, jak wpatrywali się na siebie nie wiedział, czy to było coś pozytywnego czy negatywnego.

- Co do tych słów, to się dziwisz, że w jakiś sposób ciebie broniłam? - powiedziała szeptem.
- Nie, sam fakt rozmowy o mnie już wystarczająco drażnił. Stałem się ciekawym obiektem plotek, najwyraźniej tylko Potter jest przede mną. - odpowiedział być może niezbyt przyjemnie.
- Słuchaj, jeśli zamierzasz udawać takiego pokrzywdzonego, to dlaczego się starasz, aby wszyscy inni ciebie akceptowali?
- Nie zależy mi na akceptacji, ale na byciu sobą. Nie zauważyłaś, że nie jestem już taki, jak dawniej? Staram się być grzecznym i pilnym uczniem, ale to nie jestem ja.
- To pokazuj prawdziwego siebie – powiedziała dość pewnym głosem.
- Nie chcę dostać biletu powrotnego do domu przed egzaminami – urwał dyskusję, bo zobaczył, że Kingsley opuścił kuchnię.

Poszedł nie zwracając już uwagi na dziewczynę, do swojego pokoju i wsadził różdżkę do kieszeni kurtki. Teraz nadchodziła chwila prawdy, a on nie mógł pokazać po sobie słabości. Wiedział, że z tym, z czym się najbardziej zmierzy jest sam strach przed samotnym patrolem, lecz z drugiej strony do tego się szykował już od dłuższego czasu. Zszedł na dół i wyszedł razem z aurorem. Teleportowali się prosto pod gmach Ministerstwa i nie niepokojeni przez nikogo przeszli długim korytarzem. Dan był po raz pierwszy w tym budynku i od razu zwrócił uwagę na Fontannę Magicznego Braterstwa. Uśmiechnął się z przekąsem – był to dla niego dowód największego zakłamania w dziejach magii. Wsiadł do windy i zjechali na sam dół. To było dla nich najdziwniejsze, fakt, że nikt nie zapuszczał się w te rejony, zwłaszcza po odnalezieniu niepożądanej tutaj osoby. Po chwili zatrzymali się przed drzwiami.

- No cóż, zostałeś zaprowadzony w to miejsce, więc musisz przekroczyć drzwi. Za nimi nie będzie pomocy, musisz sam sobie poradzić. Musisz udać się do pokoju z kulami.
- Wiem, tego byłem pewien już dawno.


Brunet wcisnął klamkę i ogarnęła go zewsząd ciemność. Wysilając wzrok zauważył dalsze drzwi, przez które przeszedł. Po raz pierwszy zapuszczał się w tego typu miejsce, ale momentalnie wyczuł czyjąś obecność. Wyciągnął różdżkę i z jej końca wystrzelił snop światła. Spoglądał na wszystkie strony i wreszcie dostrzegł ten cel jego krótkiej podróży. Po każdej stronie widział szklane kulki, które dziwnie migotały w świetle różdżki. Przechodził między wszystkimi regałami, jakby czegoś szukając. To miała być ta tajna broń, którą bronili? Taka szklana kulka, która pewnie miała jakąś zawartość? Uwierzyłby prędzej, jakby widział jakiegoś dziwnego rodzaju przedmiot o niespotykanej silne magicznej, a teraz stanął przed czymś, co przywodziło na myśl przedmiot tak często stawiany na półce, który prószył śniegiem. Uśmiechnął się pod nosem, lecz po chwili usłyszał jakieś kroki. Zaklął pod nosem i zgasił różdżkę. Jeszcze tego mu brakowało, aby ktoś go tutaj złapał i otrzymałby bilet w jedną stronę do Azkabanu. Zaczął cicho iść w stronę końca regałów, gdy ponownie do jego uszu dotarł szmer i... warkot? Był w szoku, ale nie mógł pozwolić na zdradzenie swojej obecności tutaj. Ciekawiło go, co takiego miało chronić to miejsce, albo szpiegować. Od razu skłaniał się ku drugiej opcji, co było najbardziej logiczne. „Czym ty do cholery jesteś” przemknęło mu przez głowę. Chciał się zetrzeć twarzą w twarz, ale jednak z drugiej strony to byłoby skrajnie nierozsądne. Nie wiedział, kto był jego przeciwnikiem w tym miejscu, a dla niego to liczyło się na pierwszym miejscu – poznanie słabych stron oponenta. Zaczął iść dalej, jednak nie zauważył w pobliżu półki z kulkami, ale było już za późno. Trzask pękającego szkła wyraźnie go zdradził, a on puścił się pędem dalej przed siebie. Zaczął kląć pod nosem i miotać zaklęciami, które przychodziły mu do głowy za siebie, ale ani razu nie usłyszał skowytu, czegokolwiek, co by powiedziało mu, że trafił. Przystanął koło kolejnego regału, dyskretnie zaglądając za siebie. Wiedział, że „to coś” bawi się z nim w kotka i myszkę, bo na pewno wyczuwało go na kilometr. Ciekawiło go, jak długo będzie trwała ta maskarada i dojdzie do otwartego starcia. Po chwili podniósł głowę nad siebie i zmrużył oczy. Pomimo ciemności był w stanie odczytać niektóre litery. To, co zobaczył wprawiło go w niezwykłe zaskoczenie, a on odsunął się kawałek i tym razem uderzył plecami w regał. Opadające kulki nie interesowały go zbyt mocno, dla niego bardziej liczył się fakt tego ukrycia. „A więc to jest tą bronią? Jakaś szklana kulka?” Kiedy usłyszał zbliżającą bestię było już za późno. Z ogromną siłą został wbity w regały do tego stopnia, że przeleciał na drugą stronę. Krzyknął z bólu, ale wiedział, że nie uda mu się wydostać z tego miejsca. Dotarło do niego człapanie, a on uniósł różdżkę, która wystrzeliła snopem światła prosto w twarz jego oponenta. Brunet po raz kolejny był zaskoczony, bo nie spodziewał się jakieś zwariowanego wynalazku właśnie tutaj. Przed nim stał monstrualnej wielkości wilk, który zawył z bólu, ale momentalnie zamachnął się potężną łapą i uderzył prosto w ramię chłopaka, a to wykrzywiło się w nienaturalny sposób. Zaklął pod nosem i mimowolnie chwycił się za bolącą kończynę. „Ehh przeczuwałem, że to może być koniec” przemknęło mu przez myśli, po czym głośno zaklął. Nie mógł się teraz poddać, ale poczuł, jak te stworzenie go chwyta i ciska o podłogę. Chłopak wygiął się w łuk, czując przeszywający ból w plecach, a po chwili poczuł, jak jego łapska stają na nim. Nie był w stanie określić, ile to coś mogło ważyć, ale z drugiej strony usłyszał delikatne chrupnięcie. „A więc tak chcesz mnie zabić, zmiażdżyć żebra i zostawić na pastwę losu, tradycyjne”. Jego mózg powoli powodował poczucie odrętwienia, a brunet starał się utrzymać jeszcze siebie w pełnej świadomości. Podniósł się powoli na nogi, jednak bestia stała już za nim i silnym ciosem powaliła go na ziemię. Black poczuł w ustach krew, którą splunął na podłogę i przymknął oczy. Nie chciał odczuwać żadnego bólu i cierpienia, chciałby, aby to był sen, ale brutalna rzeczywistość zmieniła jego zamiary. Wilk podszedł powoli do regałów i jeden z nich silnie pchnął w stronę chłopaka. Huk widocznie pobudził kogoś, bo ostatnim co usłyszał był krzyk wchodzących osób, a on stracił przytomność.

Komentarze

  1. Rozdzialik fajny jak zawsze , dało się wyczuć tą nutkę grozy w Departamencie Tajemnic kiedy ni stąd ni zowąd wyskoczył ten wilk na Dana. Nie brakowało ciekawych momentów tylko troszkę za dużo hałasu tam xD Jeszcze by doszło do zdemolowania tego całego miejsca w Ministerstwie. Mam cichą nadzieję ,że rozwiniesz wątek o tej " niespodziance " ,bo rzeczywiście to przykuło moją największą uwagę ;)

    Czekam z niecierpliwością na następny Rozdział.

    Pozdrawiam ~ Diana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Charakterystyczny klimat, który nam towarzyszy od samego początku był wyczuwalny także i w tym wątku. Departament Tajemnic ciekawie odwzorowany i wiele w nim znalazło swoje miejsce. Poza tym trochę dynamiki, akcji, może mniej konkretnych czarów, ale sama akcja napędzana, wyobraziłem ją sobie, to na plus. Czekam po prostu na kolejny wątek, podoba mi się również rozterka z Ginny, co wzbudza jakieś tam emocje.

    Camilo, pozdro.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Rozdział I

Rozdział VI