Rozdział IV

O ile spodziewał się wcześniej szybkiego przebrnięcia przez miesiąc, o tyle bardzo się mylił. Dni wlokły się niemiłosiernie, a prace domowe zamiast znikać, coraz bardziej się nawarstwiały. Bardzo często myślami był już całkowicie gdzie indziej, co było widoczne po jego nieobecnym wyrazie twarzy. Było to niczym pożywka dla nauczycieli, którzy wyraźnie próbowali go wyprowadzić z równowagi. Chłopak doskonale wiedział, że jedzie już na wyczerpaniu limitu zaufania, a każdy moment, gdy się da podpuścić może oznaczać dla niego przykre konsekwencje. Ten dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym. Gdy podniósł się z wygodnego łóżka jego wzrok momentalnie powędrował do dłoni, na której dzień w dzień coraz bardziej dawał się we znaki ból. Litery układające się w zdanie nie znikały, wręcz przeciwnie, coraz bardziej je było widać. Na nic zdawały się bandaże, którymi przykrywał to wszystko, większość widziała jego przemęczenie całym szlabanem, ale on znosił to niezwykle cierpliwie, jak na jego nieco nadpobudliwy charakter. Kiedy już ruszył na dół po schodach został zaczepiony przez zupełnie niespodziewaną osobę. Ciężko mu było określić, czy ją już wcześniej gdzieś widział. Jak na ucznia zapewne piątego roku była dziwnie niska, dawał jej maksymalnie metr siedemdziesiąt, a jej rude włosy sięgały do ramion. Zielone oczy wpatrywały się w niego z dziwną nadzieją.

- Słuchaj, miałbyś może dzisiaj czas? - jej głos pokazywał wyraźną prośbę o pomoc. Brunet jęknął. Przypominał sobie o jego nieodrobionych pracach oraz ostatnim tygodniu szlabanu.
- A o co dokładniej chodzi? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego głos nie przypominał rześkiego i wypoczętego tonu, bardziej zmęczenie.
- Przygotowujemy się do SUM'ów, a zaklęcia niezbyt dobrze mi idą... - dziewczyna zaczęła, ale chłopak jej nieco wszedł w słowo.
- Zobaczę, co da się zrobić, bo dzisiaj mogę mieć nieco napięty grafik. Zbliża się weekend, a mam nieco prac do odrobienia. - „Nieco” przemknęło mu przez myśli. Wypracowania do praktycznie wszystkich nauczycieli.
- Wiem, że jesteś na siódmym roku, to pewnie masz większą znajomość tego, na co mogę trafić - rudowłosa wyraźnie ciągnęła temat, jakby chciała na nim wymóc obietnicę.
- Nauczyciele próbują was naprowadzić, jednak nie wiadomo, na co w tym roku wpadną egzaminatorzy. Mogę pomóc, ale musisz ćwiczyć. - dopiero po chwili dotarło do niego, co powiedział, na co zaklął w myślach. „Gratulacje, zostałeś wkręcony w bycie korepetytorem” głosik w jego głowie ironicznie go jeszcze uświadomił.

Brunet ruszył w dół do Wielkiej Sali. Nie chciał do końca ciągnąć tego tematu, dla niego bardziej liczyło się mentalne nastawienie na kolejne zajęcia. Idąc obwiązał dłoń bandażem, chociaż to mogło mu pomóc w zapomnieniu o wszystkim, co się działo. Usiadł przy stole i spojrzał na stół nauczycielski. Czy chciałby kiedyś tutaj powrócić w takiej roli? Coraz bardziej w to wątpił. Zbyt mocno go ciągnęło do zwiedzania innych krajów, grobowców, względnie do wyłapywania wszystkich czarnoksiężników. To byłyby dla niego większe wyzwania niż nauka uczniów i patrzenie nieraz na dosłowną tępotę. Po chwili poczuł dwa klepnięcia w plecy i wiedział, że to bliźniacy usiedli obok niego.

- Danny, jaki ty jesteś szybki - powiedział Fred z błyskiem w oku, a brunet domyślił się, że widzieli tamtą rozmowę.
- W sumie najpierw naszą siostrę zapraszasz na skromne rendes vous - dodał George.
- A nagle zaczynasz kręcić z jakąś inną. Czy znasz nawet jej imię?

Chłopak zaklął w myślach. Oczywiście musiał szybko spławić kogoś, a nie zapytał o coś tak oczywistego jak imię. Na pewno wiedziała, jak on się nazywa, ale czy on pokwapił się o takie pytanie? Oczywiście nie, czuł, że dostanie niedługo w tej szkole świra, zamiast grzecznie ją ukończyć i znaleźć pracę.

- Wiecie, jeśli zamierzacie mnie śledzić, to użyję klątwę, po których nie będziecie potrzebowali swoich Uszu Dalekiego Zasięgu - brunet powoli wyartykułował to, patrząc na nich z drobnym szaleństwem w oczach.
- Spokojnie, spokojnie - Fred udawał zaskoczoną i przestraszoną minę, na co George wybuchnął śmiechem. Brunet mimowolnie też zaczął się śmiać. Wiedział, ze z bliźniakami nie wygra
- W sumie ładna dziewczyna ale nie sądzisz, że za młoda dla ciebie? - George zaczął ciągnąć temat.
- Wasza siostra jest jeszcze młodsza, jakoś nie marudzicie - Dan momentalnie odpowiedział, po czym Fred uśmiechnął się tryumfalnie.
- No to czyli zmieniasz front. Oj nieładnie, nieładnie.
- Nie, co wy... To... A idźcie - brunet roześmiał się. - Jednak chyba trzeba nieco was zmienić albo przeczyścić.
- Nie możesz - powiedział od razu George.
- Znamy twoją umowę, dla której masz nadal odznakę - wszedł mu w zdanie Fred. - Dumbi ci ufa...
- Więc choćbyś chciał, to nic nie zrobisz, bo wylecisz - powiedzieli to razem z wielkimi uśmiechami na ustach.

Brunet zaklął pod nosem. Czy wszyscy nagle wiedzieli o tym co zrobił w Hogsemade? Myślał, że to umrze śmiercią naturalną, jednak znajdowali się ludzie, którzy z miłą chęcią by to wykorzystali. Nie podejrzewał, że bliźniacy znajdą w tym sposób na żarty. Dokończył śniadanie, po czym ruszył w głąb korytarzy. Nieco kłamał z faktem, że ma dużo zajęć, raptem godzina eliksirów, jednak po spotkaniach ze Snape'm czuł się, jakby miał wielki maraton, którego by nie był w stanie ukończyć. Bardzo szybko znalazł się w lochach, gdzie już czekali jego ulubieńcy - Ślizgoni. Stanął pod ścianą i przymknął oczy. Pewnie niedługo przyjdzie jego „ulubiony nauczyciel”, który najpewniej sobie poużywa na jego poprzednim referacie. Chłopak starał się przypomnieć sobie, o czym pisał, jednak nagle zauważył, że ma poważne luki w pamięci.

Eliksiry dłużyły się prawie w nieskończoność, a Snape spoglądał na nich. Wywar Żywej Śmierci - mało kto byłby w stanie go wykonać w perfekcyjnej konsystencji, a chłopak stał nad składnikami i próbował kroić. Za mocno sobie obwiązał lewą dłoń, przez co ciężej mu było kroić, a Mistrz Eliksirów krążył, spoglądając w kociołki. Oczywiście członkom Domu Węża nic nie mogło grozić, i tak ich pewnie dopuści do egzaminów. Spojrzał tryumfalnym wzrokiem w wywar bruneta, a następnie bez słowa podszedł do biurka.

- Pewnie was nie zaskoczę faktem, że mam wasze prace, które mieliście napisać. Oceniłem was tak, jak to zrobią egzaminatorzy w czerwcu. Są pewne elementy - zaczął ciągnąć nieco monotonnym tonem głosu, a jego wzrok przetoczył się po całej grupie. - Które nie powinny się znaleźć na tej sali. Zacznę karać każdego, który będzie miał poniżej P. Miałem mieć tutaj grupę inteligentnych uczniów, ale większość z was nie zasługuje na takie miano. Koniec zajęć, próbki proszę podać na biurko, ocenię je.

Chłopak zaklął pod nosem. Nienawidził tych zajęć, nie wiedział, co go podkusiło, aby je kontynuować. Położył kolbę, po czym wyszedł z sali. Spojrzał na referat, który był przyozdobiony pięknym O. W sumie, czego innego miał się spodziewać po człowieku nienawidzącym go za samo bycie Blackiem? Ruszył do Pokoju Wspólnego, dla niego zajęcia już się skończyły. Usiadł w swoim fotelu i spojrzał przez okno ze zdumioną miną. Siedziała tam sowa, która najwyraźniej chciała się dostać do środka. Była to mała płomykówka.

- Kogo szukasz? - powiedział po wpuszczeniu jej do środka, na co ona zrzuciła mu list na kolana i odleciała przez otwarte okno.

„Dobra, to było dziwne” spojrzał na kopertę i go zatkało. Była zaadresowana do niego. Powoli odpakował kopertę i wyciągnął pergamin. Nie spodziewał się, że wreszcie mu odpiszą z Grimmauld Place 12.

Dan
nie mogę Ci wszystkiego napisać w liście, Ares czeka w domu. Musiałem zmienić sowę, bo by były podejrzenia. Musisz przestać dać się prowokować wszystkim po kolei, uspokoić się. Podobno mają dla ciebie coś ciekawego do zrobienia, reszty dowiesz się w grudniu. Staraj się trzymać nerwy na wodzy, nie z takich opresji wychodziłeś.
Lunatyk

Brunet zaklął siarczyście pod nosem. W sumie spodziewał się czegoś takiego, jednak z drugiej strony to było dla niego coś niewybaczalnego. Teraz, gdy na nich liczył dostał w odpowiedzi coś takiego? Ma być cierpliwy? To się z nim kłóciło coraz mocniej. Miał już momenty, gdy niektórzy przekraczali cienką linię i mogli być narażeni na jego wybuchowy charakter, ale coś go hamowało. Nawet z początku nie zwrócił uwagę na to, że może dostać jakieś zadanie, bo i kogo by to interesowało? Zgniótł kartkę po czym rzucił ją do kominka. Samotność zbyt mocno już mu się wdawała we znaki. Spojrzał ponownie przez okno. Ciężkie chmury sunęły się wolno po niebie, a krople deszczu coraz mocniej uderzały w okna. Westchnął cicho. Pogoda idealnie odzwierciedlała, co on czuł w ostatnich dniach. Nie wiedział sam, kiedy zasnął. Już od dłuższego czasu w ogóle nie miał snów, więc taki stan był dla niego idealny.

Wybudził się dopiero późnym popołudniem i spojrzał na zegarek. Jęknął, widząc perspektywę kolejnych tortur, lecz ku jego zdziwieniu były bardzo szybkie. Nie mógł ująć, ze bezbolesne, bo ponownie kończyć z porozcinaną dłonią, ale plusem był fakt nie wysłuchiwania po raz kolejny jej mądrości. Idąc wolnym krokiem wyciągnął z torby kolejny zwój bandaży. Przystanął przy jednej ze zbroi i zaczął obwijać dłoń. Czuł piekący ból, ale musiał z tym walczyć. Przecież nie pokaże jakieś dziewczynie, że go coś boli do tego stopnia, że nic nie utrzyma w ręce. Zbliżając się do Grubej Damy spojrzał jeszcze raz w lewo. Jego opatrunek nie wyglądał, jakby coś się stało, krew jeszcze się nie przebijała, aby ubarwić go na czerwono. Powiedział hasło, które się od paru dni zmieniło i spojrzał na stertę książek, która miała mu posłużyć jako pomoc przez weekend. „Zajmę się tym jutro, reszta zostanie rozplanowana” z tym postanowieniem nie był w stanie się sprzeczać. Podszedł wolnym krokiem do tablicy, gdzie były wywieszane najnowsze ogłoszenia. Uśmiechnął się widząc, że na następny tydzień był kolejny wypad do Hogsemade, ale momentalnie wybudziło go pukanie w ramię. Skrzywił się, przypominając sobie o fakcie udzielenia korepetycji.

- Tak wiem, ze mam ciebie poduczyć... - chłopak próbował zgadnąć w myślach jej imię.
- Nie musisz się wysilać. Wiem, że nie przedstawiłam się, ale byłeś zabiegany i chciałam jak najszybciej to załatwić. Lilian, miło mi. - dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła. Był od niej -zdecydowanie wyższy, jednak nawet pod tym uśmiechem mógł się kryć zadziorny charakter.
- No dobra, pewnie wiesz, jak się nazywam. Więc wyjaśnij mi, w czym dokładnie mam tobie pomóc, aby nie musieć zaczynać od początku.
- Chodzi o zaklęcia dla piątego roku.
- Dobra to wiem, usiądź - chłopak pokazał jej fotel, a on siadł naprzeciwko i ułożył głowę na złożonych dłoniach.

Nigdy nie zamierzał być czyimś nauczycielem, jednak w sumie zgodził się na to. Nie miał w sobie czegokolwiek, co by mu pomogło. Musiał ułożyć plan, aby coś wyciągnęła z jego porad.

- Możesz powiedzieć mi, z czym masz największy problem? Samo stwierdzenie jest zbyt ogólne, a nie chcę przerabiać rzeczy, które pewnie umiesz.
- Głównie chodzi o fakt, że jak uczę się sama, to mi wychodzą każde zaklęcia, jednak przy grupie, zwłaszcza na wizytacji, nie mogę tego zrobić... - zaczęła rudowłosa, jednak brunet przerwał jej.
- Tutaj nie chodzi o brak umiejętności, tylko o brak śmiałości. Względnie musisz nieco bardziej się przyłożyć do wykonywania zaklęć samemu, albo przy kimś. Wtedy się z tym oswoisz.
- Nie dałeś mi dokończyć - dziewczyna spojrzała na niego z wyrzutem. - To ona na mnie tak wpływa, jakbym traciła śmiałość. Wytyka wszelkie błędy, jakie można zrobić, a na jej zajęciach...
- Nie musisz dokańczać, mam to samo. - chłopak podświadomie podrapał się po włosach lewą dłonią i momentalnie się skrzywił.
- Coś ci się stało? Rano inaczej się zachowywałeś.
- Nie nic. Nieco się poharatałem na eliksirach - skłamał.


Nie zamierzał się zwierzać komukolwiek. To była jego osobista walka.

_______________________

Rozdział przyszedł mi w bardzo wielkich bólach, zdaję sobie sprawę, że mógł wyjść gorzej, niż pozostałe, ale niestety, nie jestem dobry w przerywnikach. Postaram się to wynagrodzić w następnych.

Komentarze

  1. Świetny rozdział, jest na prawdę super. Wydaje mi się nawet lepszy od wcześniejszych. Oby tak dalej!
    Ana.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, po kolei:
    - Prowadzona rozmowa, dialogi i odtworzenie charakterów postaci na duży plus,jest jak należy.
    - Nowa postać=punkt dla ciebie. Podoba mi się jej charakter i zapewne jeszcze sporo wyciśniesz z tej znajomości, tym bardziej,że za plecami Dana czyha niepewna teraz wszystkiego rudowłosa Ginny.
    - Ciekawie poprowadzona kolejna lekcja, tym razem padło na Snape'a.
    - Końcówka zapowiada interesujący dalszy ciąg. Wspomniałeś, że wyszło przeciętnie, ale według mnie to norma, więc nie wyszukuję się jakichś błędów. Tyle chyba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W wielkich bólach ale bardzo mi się podobał i ta nowa postać :)
    Pewnie trochę namiesza ale akcja wtedy będzie się rozwijać, ale mam nadzieje że Ginny okaże się lepsza. To już zależy od autora i życzę weny i wszystkiego dobrego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawość mnie pochłania co to za zadanie dostanie Dan :) Mam nadzieje, że będzie w przyszłości jakaś mała zemsta za ten szlaban, bo mam ochotę wejść do tekstu i udusić tą "przemiłą" nauczycielkę ^^
    Mika

    OdpowiedzUsuń
  5. Normalnie płynę w twoich słowach Kochany Autorze xD Rozdział był mega ale pomimo ogromnego trudu jaki sobie zadałeś ,nie zabrakło też tego specyficznego humoru ,który ubóstwiam wręcz :D Nie wiem czy się śmiać czy płakać ,w każdym bądź razie ,zaciekawiła mnie ta " nowa znajomość ". Lilian. Jednak się nie wypowiem w tym temacie ,a przynajmniej jeszcze nie teraz :D
    Pozdrawiam Diana

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Prolog

Rozdział I

Rozdział VI