Rozdział I
Wyczuwał spojrzenia na sobie, gdy wszedł wyraźnie wściekły do Wieży Gryffindoru, a bliźniacy szli tuż za nim niczym straż. Nikt nie widział go nigdy tak nabuzowanego, a to jedynie powodowało, że większość pierwszorocznych się go obawiała. Cóż, jako Prefekt Naczelny nigdy się nie sprawdzał, nawet teraz, gdy nieco ochłonął, a szlabany były tylko i jedynie przykrą konsekwencją relaksu. Jednak Umbridge... Zaklął siarczyście przy fotelu, na co niektórzy odwrócili się w jego stronę, jakby chcieli się dowiedzieć, co było tego powodem.
– Ta landryna... Ta... - chłopak nie był w stanie pozbierać myśli. To przychodziło w tym momencie ze zbyt dużym problemem.
– Nie chcę Dan ci mówić, że popełniłeś błąd... Ale są inne sposoby, aby umilić jej życie w zamku - Fred mrugnął okiem, jakby znalazł tysiąc sposobów na pozbycie się jej z zamku.
– Ehh, domyślam się - brunet zasłonił twarz dłońmi. Nie chciał mieć dodatkowego szlabanu, gdy praktycznie jeden się skończył. - Ale czy ty byś tak samo nie zareagował.
– No cóż, Hagrid jest jednym z lubianych przeze mnie nauczycieli, w sumie Flitwick jest identycznie luźno nastawiony do nauczania, jednak ta baba pewnie się za nich weźmie. Bądź grzeczny, bo w sumie możesz stracić odznakę.
– W sumie za wiele mi ona nie daje, mogę sobie jedynie dla zabawny karać Malfoy'a, jednak to jest już powoli nudne. Chociaż śladem Moody'ego mógłbym mu przyprawić futerko tymczasowe, ale Snape... - bliźniacy wymienili znaczące spojrzenia, gdy tylko wymówił to nazwisko.
Black spojrzał na książki, które stały przed nim. Chętnie by rzucił jakieś zaklęcie, aby ich nie widzieć na oczy, jednak to było coś, co zagwarantuje mu w przyszłości dobrą pracę. Chciał wyprawić się Egiptu śladem Billa, względnie do Rumunii jak Charlie Weasley, ale to nie było takie proste, jak to się mówiło. Dolores mogła wymyślić kilka opcji, aby z niego podczas tych szlabanów wydusić to, co chciała się dowiedzieć, zwłaszcza o Syriuszu, a on nie mógł pozwolić, aby dostała się do jego wiedzy. Po pewnym czasie ochłonął. To był tylko szlaban, nic więcej nie mogła mu zrobić. Jego przywileje były określone przez dyrektora zamku, nie przez nią. Spojrzał na zegarek, dochodziła powoli piąta wieczorem. Spakował torbę i ruszył powoli do gabinetu nauczycielkie obrony przed czarną magią. O ile jeszcze w ostatnich latach to miejsce mu się w pewnym sensie podobało, o tyle teraz przyprawiało o nudności. Różowe ściany, talerze z kotami łypiącymi na niego powodowały, że chciałby jak najszybciej z tego miejsca się ulotnić. To miał być gabinet kogoś, kto się specjalizował w walce z czarnoksiężnikami?
– Ahh, pan Black - Umbridge przywitała go przesłodzonym tonem głosu, a jej uśmiech maskował to, co chciała z nim robić przez cały wieczór. - Zachował się pan bardzo karygodnie, co nie powinno przyświecać komuś, kto nosi miano Prefekta Naczelnego. Takie występki mogą być karane bardzo surowo, nawet możesz stracić odznakę.
– Nie pani o tym decyduje, tylko dyrektor, który mi ufa - chłopak nie tracił bojowego nastroju, najchętniej by rzucił w nią jakąś wymyślną klątwą, aż by z niej pozostało krwawe malowidło.
– Nie jestem tutaj, aby ciebie krytykować, broń Boże - Umbridge zignorowała jego ton głosu, jakby to mówił do kogoś obok niej. - Jestem tutaj, aby wam pomagać i naprowadzić na ścieżkę, którą wytycza Ministerstwo. Każdy czarodziej powinien ufać Ministrowi Magii.
– A co z tymi, którzy widzieli to wszystko na własne oczy? - Daniel nonszalancko usiadł na krześle, widział przed sobą jedynie pergamin i pióro.
– To są tylko poważne kłamstwa, które mogą zaburzyć równowagę na świecie. Moim i Ministra Knota zadaniem jest zaprowadzenie ładu w szkole i na świecie.
– Proszę sobie darować te opowieści. Mój przyjaciel zginął w zeszłe wakacje, tylko ślepi powiedzą, że to nieszczęśliwy wypadek. Fakt, ginęli ludzie na Turnieju, jednak nie w taki sposób.
– A skąd pan wie, że to nie była mistyfikacja i zrzucenie winy na kogoś, kto dawno nie żyje? Może to niektórzy chcą zaburzyć ład, aby przejąć władzę, wybierając na kozła ofiarnego Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?
Chłopak nie odpowiedział od razu. W sumie... To brzmiało bardziej logicznie niż fakt uśmiercenia Cedricka przez Voldemorta. Jednak coś tu nie grało... Dlaczego ona chciała go pouczać, jakby przeciągać na stronę Ministerstwa? To dla niego była zagadka, której nie był w stanie w tym momencie rozwiązać. Maszyna powoli ruszała, a on był jednym z trybów, niby niczym szczególnym, ale dla nich bardzo ważnym. Wiedział wiele nie tylko o Zakonie, ale i o podejrzeniach przetrzymywania czegoś w Ministerstwie. Nie wiedział, co to było do końca, nikt tak naprawdę nie miał szczegółowych wiadomości. Zaklął pod nosem. Nie mógł dać się omamić tej wiedźmie.
– Wie pani, wolę sam wierzyć w to, co chcę, nie w to, co mi ktoś narzuci - powiedział bardzo powoli i dosadnie.
– No cóż, panie Black, zaskoczył mnie pan. Liczyłam, że jako ktoś dojrzały dojrzysz te podszepty, burzące idealny świat czarodziejów. Ludzie potrzebują poczucia bezpieczeństwa a to jest obecnie bardzo szybko niszczone.
– Ludzie chcą znać prawdę, nie to, co uważacie za słuszne.
– Widocznie nie uda się ciebie wyprowadzić z tej niebezpiecznej ścieżki. Dzisiaj pan... Popisze. Proszę zapisywać zdanie „Nie będę pouczał nauczycieli”
– Ehh... Ile razy? - odparł sennym głosem. Spodziewał się czegoś o wiele gorszego.
– To zależy, jak szybko się nauczysz pokory - Umbridge powiedziała to słodkim głosem, a jej uśmiech powodował u niego złe przeczucia.
– A atrament gdzie jest?
– Nie będzie ci potrzebny.
Chłopak nawet się nie dopytywał się już o nic więcej. Pochylił się nad pergaminem, ujął w dłoń pióro i zaczął pisać. Ledwo co skończył pierwsze zdanie, a poczuł palący ból na lewej dłoni. Obrócił ją na widok i otworzył szeroko oczy. Zobaczył jak literka po literce pojawia się na jego dłoni ten sam napis, co na kartce. Zrozumiał, że pewnie będzie musiał to „przesłanie” sobie sam, a ten szlaban posłuży jej do próby zmiękczenia oporu. Zaklął pod nosem i zaczął pisać dalej. Nie chciał dawać jej satysfakcji, że będzie pękał podczas pierwszego szlabanu. Ból narastał z każdym kolejnym zapisanym zdaniem, a on spoglądał co jakiś czas na te litery wycinane na jego skórze. W końcu, po pół godziny skrzywił się. Cienka strużka krwi zaczęła spływać po jego nadgarstku, plamiąc papier, a on dalej siedział pochylony. „Nie poddam się, niech nawet na to nie liczy”. Nie był w stanie nawet zgiąć żadnego palca lewej ręki.
– Na dzisiaj pewnie wystarczy panie Black - Umbridge przerwała tę katorgę mówiąc to tak, jakby nic się nie stało.
– Wreszcie będę mógł siąść do wypracowań - wysilił się na sarkazm ale przeczuwał, że przyda mu się coś do zmniejszenia bólu.
– Proszę mi to pokazać - nauczycielka obrony przed czarną magią wzięła jego dłoń i przyjrzała się napisowi. - Boli, prawda?
– Nieważne. Jakby pani nie znała skutków pewnie by tego nie zadała.
– Cóż, tak samo bolesne jest to, że znajdują się ludzie chcący zaburzyć wszelki porządek tego świata - przejechała palcem po każdej literce. - Cóż, za parę dni pan zrozumie to bardziej. Jutro o tej samej godzinie.
Brunet wyrwał swoją dłoń. Każdy dotyk powiększał pieczenie, a on zamierzał jak najszybciej się ulotnić z tego miejsca. Przełożył torbę przez ramię i ruszył korytarzem. Spojrzał przez okno i
siarczyście zaklął. Widział, że była już późna pora, a zegarek na ręce mu to jeszcze bardziej uświadomił. Dochodziła dziesiąta wieczorem, a pewnie znalazłoby się jeszcze parę zadań domowych, które musiał zrobić. Zaczął przechodzić skrótami tak dobrze mu znanymi, aby ominąć patrolującego korytarze Filcha. Przy jednym z zakrętów przystanął. Sięgnął do torby i wyciągnął kawałek czystego materiału. Nie wiedział sam, czy to mu się przyda, jednak teraz musiał zatamować wypływającą krew. Przewiązał to parę razy i zacisnął. Zaciągnął się powietrzem, aby nie krzyknąć. Ból był wyraźnie nie do zniesienia, a on musiał przez następne dni to znosić. Wyczuwał powolne zabiegi, które by im pomogły z niego wydusić cokolwiek, jednak obiecywał w lato, że nie wyda żadnych tajemnic. Do tego zaklęcie Fideliusa skutecznie wiązało mu język. Stanął przed portretem Grubej Damy, podał hasło i wszedł do środka. Opadł na fotel i zamknął oczy. Chciał choć przez chwilę zapomnieć o tym, co się działo przed paroma godzinami, ale dosłyszał kroki na schodach. Pewnie bliźniacy jeszcze nie spali, albo czekali na niego.
– No i jak, Danny? Szlaban odhaczony? - Fred siadł obok niego i po przyjacielsku poklepał po ramieniu.
– Cóż, widać, że ciebie wymęczyła do końca, a tyle jeszcze zadane - George zajął miejsce obok niego szczerząc zęby.
– TO nie jest zabawne, a ja bym wiele dał, abym musiał czyścić kociołki u Snape'a, niż tam siedzieć - Dan otworzył po chwili oczy. Chętnie by im powiedział o tym, co się działo, ale znając ich zareagowaliby zbyt drastycznie.
– Pewnie nie tylko ty będziesz stałym klientem Umbridge. Pewną osobę ciężko powstrzymać przed nadmiernym gadaniem - Fred mrugnął porozumiewawczo.
– Heh, widzę, że nie tylko ja mam do niej cięty język. W sumie nie interesuje mnie to, czy Potter będzie miał u niej szlabany, czy nie - chłopak założył ręce za głowę, ale wyraźnie było widać ten prowizoryczny opatrunek na jego dłoni. Bliźniaków najwyraźniej to nie interesowało.
– Co tu się dzieje? - pewien głos przerwał ich rozmowę.
Na schodach do dormitorium dziewczyn stanęły dwie dziewczyny, jedna z odznaką prefekta. Cóż, Hermionę w miarę lubił, jednak nigdy nie mówił, że jest jego przyjaciółką. Jak zazwyczaj w ostatnim czasie towarzyszyła jej Ginny. Brunet podrapał się po głowie lewą ręką, jakby chciał szukać cokolwiek na swoją obronę, jednak z drugiej strony nie mogła mu nic zrobić. Był Prefektem Naczelnym, a z drugiej strony nikt nie mógł zakazywać im rozmowy nawet do białego rana.
– Zastanawiamy się, co podrzucić Umbridge, aby wyniosła się bardzo szybko z zamku, w trybie ekspresowym - rzucił sarkastycznie Dan. Miał dość mądrowania się niektórych osób.
– Dan... Jesteś... Prefektem... - wydukała Hermiona, a Ginny parsknęła śmiechem. - Wiesz, że mogą ciebie za to usunąć z posady. Mamy pilnować porządku, a nie go niszczyć.
– I tak nie wiem do tej pory, za co zostałem mianowany, skoro moja bogata kartoteka jest prawie wielkości Freda i George'a - Dan podniósł się powoli z fotela i zmierzył się z dziewczyną wzrokiem, a bliźniacy z uśmieszkami na ustach przyglądali się temu. - Nie musisz mnie pouczać w tym, co mi wolno, a co nie. Moja znajomość regulaminu jest na odpowiednim poziomie, aby móc mieć tą posadę. Wystarczy spojrzeć na fakt, że nie zostałem do tej pory wyrzucony.
Niektórzy wyraźnie byli zainteresowani tym, co się działo, a inne rozmowy w Pokoju Wspólnym nagle ucichły. Niektórzy widzieli w jakim jest nastroju od rana, a niektórzy chcieli zobaczyć, jak ktoś temperuje jednego z prefektów domu. W ostatnich dniach obsesja na punkcie regulaminu szkolnego w Gryffindorze posunęła się do granic paranoi. Najbardziej na tym cierpieli w sumie bliźniacy, którzy „badali rynek”, jak to dumnie uważali. Chłopak podszedł do ciemnowłosej dziewczyny, jakby chciał ja nieco sprowokować do dalszej dyskusji. Nie miał nic do stracenia, a ten dzień był dla niego najgorszy od momentu startu semestru. Skrzywił się lekko, ponownie czując pulsujący ból w lewej dłoni, który narastał coraz bardziej. Po chwili ciszy, w trakcie której wyraźnie Hermiona układała wachlarz argumentów, aby go odpowiednio nastawić obrócił się. Chciał ruszyć do dormitorium i ułożyć się do snu, ale poczuł, jak ktoś go chwyta właśnie za lewą dłoń. Zacisnął zęby aby nie pokazać niczego.
– Co ci się stało? - Ginny zelżyła uścisk, gdy zobaczyła jego wyraz twarzy.
– Nic takiego, po prostu... Poparzyłem się za mocno na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami - wymyślił na poczekaniu najprostszy blef. Przecież mało kto potrafił odpowiednio pielęgnować te stworzenia na zajęciach, aby nie odczuć skutków oparzeń.
– Dan nie ściemniaj - Fred jakby dopiero teraz dojrzał jego dłoń, w miejscu, gdzie powoli biały do niedawna materiał zaczynał być szkarłatny jak... Krew. - Przecież jako jedyny nigdy nie miałeś poparzeń od nich, dlatego dostałeś W na SUM'ach.
– Nieważne. To moja sprawa co to takiego - próbował wyrwać jej dłoń z uchwytu, jednak dziewczyna ścisnęła nieco mocniej. Nie wiedział, czy specjalnie, czy jednak chciała coś od niego się dowiedzieć.
– Nie denerwuj mnie - w jej oczach dojrzał zagadkowy błysk, ale również i troskę. - Nikt tutaj przecież ciebie nie chce zmuszać, ale bez zaufania daleko nie zajdziesz.
– Nie chcę tego pokazywać. To tajemnica - brunet spojrzał na rudowłosą, która tylko i jedynie puściła jego dłoń.
– To zacznij się zachowywać tak jak dawniej, a nie jak ktoś, komu każdy wokół krzywdę robi. - Ginny prychnęła pod nosem. - Od pewnego czasu odizolowałeś się całkowicie, a czy ciebie skreśliliśmy od momentu, gdy ujawniono twoje pochodzenie? Zostaliśmy przy tobie.
– Wiem, jednak uwierz, pewnie bym pewną osobę usatysfakcjonował tym... - nie musiał ujawniać jej personaliów, każdy się domyślał o co chodzi.
– To może wyjdziemy? - Ginny zaproponowała to rozwiązanie.
Chłopak westchnął. Na osobności na pewno ta rozmowa będzie zupełnie inaczej wyglądać, a dziewczyna wiedziała, jak skutecznie mu wiercić dziurę w brzuchu, aby powiedział wszystko, co chciała wiedzieć. Skinął głową na znak zgody i wyszli za portret. Chłopak skierował kroki na jeden z korytarzy nigdy nie patrolowany przez Filcha. A zresztą, co ten charłak mógł mu zrobić? Był prefektem mógł chodzić o takiej porze, o jakiej żywnie mu się podobało. Usiadł na schodach, które prowadziły na jednym ze schodów, a dziewczyna obok niego.
– Naprawdę chcesz wiedzieć, co się działo na szlabanie? - chłopak spojrzał po chwili na dziewczynę.
– Mówisz że to tajemnica, ale na pewno mogę ci pomóc w jakiś sposób - Ginny spojrzała na chłopaka. Wiedziała, że od dłuższego czasu był skryty, a apogeum tego nastąpiło po śmierci jego przyjaciela Cedricka Diggory'ego.
– Wątpię, czy na to pomożesz. - chłopak lekko zaczął odwiązywać opatrunek, który był szkarłatny niczym krew. Po chwili mogła zobaczyć cięte rany, które układały się w zdanie. - Oto, co miałem pisać.
– Wstrętna baba - tylko tyle rudowłosa była w stanie powiedzieć. - Dlaczego tego nigdzie nie zgłosisz?
– Po co mam jej dawać satysfakcję? Ona chce się do mnie dobrać, aby dowiedzieć się...
– Gdzie jest Syriusz - dopowiedziała za niego. - Wiem o co jej chodzi. Poluje na każdego, kto ma coś wspólnego z Dumbledorem, lub z nim współpracuje.
– Ja jeszcze muszę przez parę dni do niej chodzić. Wątpię, czy to zejdzie tak szybko.
– W sumie Harry... - zaczęła Weasley, ale Black momentalnie ją uciszył.
– Proszę cię, nie mów nic z nim związanego. Zbyt mocno już mi gra na nerwach, aby mi przeszło ot tak szybko. Uważa siebie za nie wiadomo kogo, myśli, że tak zdobędzie głosy poparcia dla siebie.
– Dan mógłbyś być dla niego nieco... Milszy. W sumie w pewnym sensie jesteście spokrewnieni.
– W tym, że mój ojciec jest jego chrzestnym upatrujesz pokrewieństwa? Dla mnie równie dobrze by mógł być bratem, ale zdania nie zmienię - chłopak oparł się plecami o schody. Krew przestała płynąć, co upatrywał jako dobry znak.
– Nie chcę zajmować jednej ze stron - szepnęła. - Jednak zależy mi na tym, aby moi znajomi nie żarli się ze sobą jak koty. Przecież byliśmy wszyscy razem przez wakacje, a nagle to wszystko się zmieniło.
– Wybierasz się do Hogsmeade w sobotę? - zmienił temat. Nie chciał już dyskutować na temat wielkiego Wybrańca.
– Tak, wybieram - odpowiedziała wyraźnie zaskoczona. Teraz mieli okazję porozmawiać, a on nagle zmieniał temat.
– Wybierzesz się ze mną? Tam będzie można bardziej porozmawiać, w zamku ściany mają uszy. O niektórych tematach nie można mówić.
Po chwili uniósł się, i wyciągnął z jednej z kieszeni bandaż, który znalazł na dnie torby, gdy ostatni raz przeglądał. Teraz mógł bez obaw założyć bardziej profesjonalny opatrunek.
Kolejne dni mijały mu całkowicie monotonnie, a kolejne szlabany to była jedna wielka męczarnia. Ilekroć udało mu się powstrzymywać upływ krwi, to cały proces zaczynał się od nowa. W piątek wieczorem Umbridge wyraźnie z siebie zadowolona powiedziała, że to koniec szlabanu i liczy na poprawę zachowania. Chłopak jedynie ironicznie się uśmiechnął i ruszył do pokoju. Weekend zaczynał się, a on zazwyczaj z uśmieszkiem przypatrywał się uczniom piątego roku płaczącym przy nawale zadań domowych. W sumie jego stos zaległości zmalał do zera, dzięki czemu weekend witał w o wiele lepszym nastroju, niż pozostałe dni.
– Ta landryna... Ta... - chłopak nie był w stanie pozbierać myśli. To przychodziło w tym momencie ze zbyt dużym problemem.
– Nie chcę Dan ci mówić, że popełniłeś błąd... Ale są inne sposoby, aby umilić jej życie w zamku - Fred mrugnął okiem, jakby znalazł tysiąc sposobów na pozbycie się jej z zamku.
– Ehh, domyślam się - brunet zasłonił twarz dłońmi. Nie chciał mieć dodatkowego szlabanu, gdy praktycznie jeden się skończył. - Ale czy ty byś tak samo nie zareagował.
– No cóż, Hagrid jest jednym z lubianych przeze mnie nauczycieli, w sumie Flitwick jest identycznie luźno nastawiony do nauczania, jednak ta baba pewnie się za nich weźmie. Bądź grzeczny, bo w sumie możesz stracić odznakę.
– W sumie za wiele mi ona nie daje, mogę sobie jedynie dla zabawny karać Malfoy'a, jednak to jest już powoli nudne. Chociaż śladem Moody'ego mógłbym mu przyprawić futerko tymczasowe, ale Snape... - bliźniacy wymienili znaczące spojrzenia, gdy tylko wymówił to nazwisko.
Black spojrzał na książki, które stały przed nim. Chętnie by rzucił jakieś zaklęcie, aby ich nie widzieć na oczy, jednak to było coś, co zagwarantuje mu w przyszłości dobrą pracę. Chciał wyprawić się Egiptu śladem Billa, względnie do Rumunii jak Charlie Weasley, ale to nie było takie proste, jak to się mówiło. Dolores mogła wymyślić kilka opcji, aby z niego podczas tych szlabanów wydusić to, co chciała się dowiedzieć, zwłaszcza o Syriuszu, a on nie mógł pozwolić, aby dostała się do jego wiedzy. Po pewnym czasie ochłonął. To był tylko szlaban, nic więcej nie mogła mu zrobić. Jego przywileje były określone przez dyrektora zamku, nie przez nią. Spojrzał na zegarek, dochodziła powoli piąta wieczorem. Spakował torbę i ruszył powoli do gabinetu nauczycielkie obrony przed czarną magią. O ile jeszcze w ostatnich latach to miejsce mu się w pewnym sensie podobało, o tyle teraz przyprawiało o nudności. Różowe ściany, talerze z kotami łypiącymi na niego powodowały, że chciałby jak najszybciej z tego miejsca się ulotnić. To miał być gabinet kogoś, kto się specjalizował w walce z czarnoksiężnikami?
– Ahh, pan Black - Umbridge przywitała go przesłodzonym tonem głosu, a jej uśmiech maskował to, co chciała z nim robić przez cały wieczór. - Zachował się pan bardzo karygodnie, co nie powinno przyświecać komuś, kto nosi miano Prefekta Naczelnego. Takie występki mogą być karane bardzo surowo, nawet możesz stracić odznakę.
– Nie pani o tym decyduje, tylko dyrektor, który mi ufa - chłopak nie tracił bojowego nastroju, najchętniej by rzucił w nią jakąś wymyślną klątwą, aż by z niej pozostało krwawe malowidło.
– Nie jestem tutaj, aby ciebie krytykować, broń Boże - Umbridge zignorowała jego ton głosu, jakby to mówił do kogoś obok niej. - Jestem tutaj, aby wam pomagać i naprowadzić na ścieżkę, którą wytycza Ministerstwo. Każdy czarodziej powinien ufać Ministrowi Magii.
– A co z tymi, którzy widzieli to wszystko na własne oczy? - Daniel nonszalancko usiadł na krześle, widział przed sobą jedynie pergamin i pióro.
– To są tylko poważne kłamstwa, które mogą zaburzyć równowagę na świecie. Moim i Ministra Knota zadaniem jest zaprowadzenie ładu w szkole i na świecie.
– Proszę sobie darować te opowieści. Mój przyjaciel zginął w zeszłe wakacje, tylko ślepi powiedzą, że to nieszczęśliwy wypadek. Fakt, ginęli ludzie na Turnieju, jednak nie w taki sposób.
– A skąd pan wie, że to nie była mistyfikacja i zrzucenie winy na kogoś, kto dawno nie żyje? Może to niektórzy chcą zaburzyć ład, aby przejąć władzę, wybierając na kozła ofiarnego Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?
Chłopak nie odpowiedział od razu. W sumie... To brzmiało bardziej logicznie niż fakt uśmiercenia Cedricka przez Voldemorta. Jednak coś tu nie grało... Dlaczego ona chciała go pouczać, jakby przeciągać na stronę Ministerstwa? To dla niego była zagadka, której nie był w stanie w tym momencie rozwiązać. Maszyna powoli ruszała, a on był jednym z trybów, niby niczym szczególnym, ale dla nich bardzo ważnym. Wiedział wiele nie tylko o Zakonie, ale i o podejrzeniach przetrzymywania czegoś w Ministerstwie. Nie wiedział, co to było do końca, nikt tak naprawdę nie miał szczegółowych wiadomości. Zaklął pod nosem. Nie mógł dać się omamić tej wiedźmie.
– Wie pani, wolę sam wierzyć w to, co chcę, nie w to, co mi ktoś narzuci - powiedział bardzo powoli i dosadnie.
– No cóż, panie Black, zaskoczył mnie pan. Liczyłam, że jako ktoś dojrzały dojrzysz te podszepty, burzące idealny świat czarodziejów. Ludzie potrzebują poczucia bezpieczeństwa a to jest obecnie bardzo szybko niszczone.
– Ludzie chcą znać prawdę, nie to, co uważacie za słuszne.
– Widocznie nie uda się ciebie wyprowadzić z tej niebezpiecznej ścieżki. Dzisiaj pan... Popisze. Proszę zapisywać zdanie „Nie będę pouczał nauczycieli”
– Ehh... Ile razy? - odparł sennym głosem. Spodziewał się czegoś o wiele gorszego.
– To zależy, jak szybko się nauczysz pokory - Umbridge powiedziała to słodkim głosem, a jej uśmiech powodował u niego złe przeczucia.
– A atrament gdzie jest?
– Nie będzie ci potrzebny.
Chłopak nawet się nie dopytywał się już o nic więcej. Pochylił się nad pergaminem, ujął w dłoń pióro i zaczął pisać. Ledwo co skończył pierwsze zdanie, a poczuł palący ból na lewej dłoni. Obrócił ją na widok i otworzył szeroko oczy. Zobaczył jak literka po literce pojawia się na jego dłoni ten sam napis, co na kartce. Zrozumiał, że pewnie będzie musiał to „przesłanie” sobie sam, a ten szlaban posłuży jej do próby zmiękczenia oporu. Zaklął pod nosem i zaczął pisać dalej. Nie chciał dawać jej satysfakcji, że będzie pękał podczas pierwszego szlabanu. Ból narastał z każdym kolejnym zapisanym zdaniem, a on spoglądał co jakiś czas na te litery wycinane na jego skórze. W końcu, po pół godziny skrzywił się. Cienka strużka krwi zaczęła spływać po jego nadgarstku, plamiąc papier, a on dalej siedział pochylony. „Nie poddam się, niech nawet na to nie liczy”. Nie był w stanie nawet zgiąć żadnego palca lewej ręki.
– Na dzisiaj pewnie wystarczy panie Black - Umbridge przerwała tę katorgę mówiąc to tak, jakby nic się nie stało.
– Wreszcie będę mógł siąść do wypracowań - wysilił się na sarkazm ale przeczuwał, że przyda mu się coś do zmniejszenia bólu.
– Proszę mi to pokazać - nauczycielka obrony przed czarną magią wzięła jego dłoń i przyjrzała się napisowi. - Boli, prawda?
– Nieważne. Jakby pani nie znała skutków pewnie by tego nie zadała.
– Cóż, tak samo bolesne jest to, że znajdują się ludzie chcący zaburzyć wszelki porządek tego świata - przejechała palcem po każdej literce. - Cóż, za parę dni pan zrozumie to bardziej. Jutro o tej samej godzinie.
Brunet wyrwał swoją dłoń. Każdy dotyk powiększał pieczenie, a on zamierzał jak najszybciej się ulotnić z tego miejsca. Przełożył torbę przez ramię i ruszył korytarzem. Spojrzał przez okno i
siarczyście zaklął. Widział, że była już późna pora, a zegarek na ręce mu to jeszcze bardziej uświadomił. Dochodziła dziesiąta wieczorem, a pewnie znalazłoby się jeszcze parę zadań domowych, które musiał zrobić. Zaczął przechodzić skrótami tak dobrze mu znanymi, aby ominąć patrolującego korytarze Filcha. Przy jednym z zakrętów przystanął. Sięgnął do torby i wyciągnął kawałek czystego materiału. Nie wiedział sam, czy to mu się przyda, jednak teraz musiał zatamować wypływającą krew. Przewiązał to parę razy i zacisnął. Zaciągnął się powietrzem, aby nie krzyknąć. Ból był wyraźnie nie do zniesienia, a on musiał przez następne dni to znosić. Wyczuwał powolne zabiegi, które by im pomogły z niego wydusić cokolwiek, jednak obiecywał w lato, że nie wyda żadnych tajemnic. Do tego zaklęcie Fideliusa skutecznie wiązało mu język. Stanął przed portretem Grubej Damy, podał hasło i wszedł do środka. Opadł na fotel i zamknął oczy. Chciał choć przez chwilę zapomnieć o tym, co się działo przed paroma godzinami, ale dosłyszał kroki na schodach. Pewnie bliźniacy jeszcze nie spali, albo czekali na niego.
– No i jak, Danny? Szlaban odhaczony? - Fred siadł obok niego i po przyjacielsku poklepał po ramieniu.
– Cóż, widać, że ciebie wymęczyła do końca, a tyle jeszcze zadane - George zajął miejsce obok niego szczerząc zęby.
– TO nie jest zabawne, a ja bym wiele dał, abym musiał czyścić kociołki u Snape'a, niż tam siedzieć - Dan otworzył po chwili oczy. Chętnie by im powiedział o tym, co się działo, ale znając ich zareagowaliby zbyt drastycznie.
– Pewnie nie tylko ty będziesz stałym klientem Umbridge. Pewną osobę ciężko powstrzymać przed nadmiernym gadaniem - Fred mrugnął porozumiewawczo.
– Heh, widzę, że nie tylko ja mam do niej cięty język. W sumie nie interesuje mnie to, czy Potter będzie miał u niej szlabany, czy nie - chłopak założył ręce za głowę, ale wyraźnie było widać ten prowizoryczny opatrunek na jego dłoni. Bliźniaków najwyraźniej to nie interesowało.
– Co tu się dzieje? - pewien głos przerwał ich rozmowę.
Na schodach do dormitorium dziewczyn stanęły dwie dziewczyny, jedna z odznaką prefekta. Cóż, Hermionę w miarę lubił, jednak nigdy nie mówił, że jest jego przyjaciółką. Jak zazwyczaj w ostatnim czasie towarzyszyła jej Ginny. Brunet podrapał się po głowie lewą ręką, jakby chciał szukać cokolwiek na swoją obronę, jednak z drugiej strony nie mogła mu nic zrobić. Był Prefektem Naczelnym, a z drugiej strony nikt nie mógł zakazywać im rozmowy nawet do białego rana.
– Zastanawiamy się, co podrzucić Umbridge, aby wyniosła się bardzo szybko z zamku, w trybie ekspresowym - rzucił sarkastycznie Dan. Miał dość mądrowania się niektórych osób.
– Dan... Jesteś... Prefektem... - wydukała Hermiona, a Ginny parsknęła śmiechem. - Wiesz, że mogą ciebie za to usunąć z posady. Mamy pilnować porządku, a nie go niszczyć.
– I tak nie wiem do tej pory, za co zostałem mianowany, skoro moja bogata kartoteka jest prawie wielkości Freda i George'a - Dan podniósł się powoli z fotela i zmierzył się z dziewczyną wzrokiem, a bliźniacy z uśmieszkami na ustach przyglądali się temu. - Nie musisz mnie pouczać w tym, co mi wolno, a co nie. Moja znajomość regulaminu jest na odpowiednim poziomie, aby móc mieć tą posadę. Wystarczy spojrzeć na fakt, że nie zostałem do tej pory wyrzucony.
Niektórzy wyraźnie byli zainteresowani tym, co się działo, a inne rozmowy w Pokoju Wspólnym nagle ucichły. Niektórzy widzieli w jakim jest nastroju od rana, a niektórzy chcieli zobaczyć, jak ktoś temperuje jednego z prefektów domu. W ostatnich dniach obsesja na punkcie regulaminu szkolnego w Gryffindorze posunęła się do granic paranoi. Najbardziej na tym cierpieli w sumie bliźniacy, którzy „badali rynek”, jak to dumnie uważali. Chłopak podszedł do ciemnowłosej dziewczyny, jakby chciał ja nieco sprowokować do dalszej dyskusji. Nie miał nic do stracenia, a ten dzień był dla niego najgorszy od momentu startu semestru. Skrzywił się lekko, ponownie czując pulsujący ból w lewej dłoni, który narastał coraz bardziej. Po chwili ciszy, w trakcie której wyraźnie Hermiona układała wachlarz argumentów, aby go odpowiednio nastawić obrócił się. Chciał ruszyć do dormitorium i ułożyć się do snu, ale poczuł, jak ktoś go chwyta właśnie za lewą dłoń. Zacisnął zęby aby nie pokazać niczego.
– Co ci się stało? - Ginny zelżyła uścisk, gdy zobaczyła jego wyraz twarzy.
– Nic takiego, po prostu... Poparzyłem się za mocno na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami - wymyślił na poczekaniu najprostszy blef. Przecież mało kto potrafił odpowiednio pielęgnować te stworzenia na zajęciach, aby nie odczuć skutków oparzeń.
– Dan nie ściemniaj - Fred jakby dopiero teraz dojrzał jego dłoń, w miejscu, gdzie powoli biały do niedawna materiał zaczynał być szkarłatny jak... Krew. - Przecież jako jedyny nigdy nie miałeś poparzeń od nich, dlatego dostałeś W na SUM'ach.
– Nieważne. To moja sprawa co to takiego - próbował wyrwać jej dłoń z uchwytu, jednak dziewczyna ścisnęła nieco mocniej. Nie wiedział, czy specjalnie, czy jednak chciała coś od niego się dowiedzieć.
– Nie denerwuj mnie - w jej oczach dojrzał zagadkowy błysk, ale również i troskę. - Nikt tutaj przecież ciebie nie chce zmuszać, ale bez zaufania daleko nie zajdziesz.
– Nie chcę tego pokazywać. To tajemnica - brunet spojrzał na rudowłosą, która tylko i jedynie puściła jego dłoń.
– To zacznij się zachowywać tak jak dawniej, a nie jak ktoś, komu każdy wokół krzywdę robi. - Ginny prychnęła pod nosem. - Od pewnego czasu odizolowałeś się całkowicie, a czy ciebie skreśliliśmy od momentu, gdy ujawniono twoje pochodzenie? Zostaliśmy przy tobie.
– Wiem, jednak uwierz, pewnie bym pewną osobę usatysfakcjonował tym... - nie musiał ujawniać jej personaliów, każdy się domyślał o co chodzi.
– To może wyjdziemy? - Ginny zaproponowała to rozwiązanie.
Chłopak westchnął. Na osobności na pewno ta rozmowa będzie zupełnie inaczej wyglądać, a dziewczyna wiedziała, jak skutecznie mu wiercić dziurę w brzuchu, aby powiedział wszystko, co chciała wiedzieć. Skinął głową na znak zgody i wyszli za portret. Chłopak skierował kroki na jeden z korytarzy nigdy nie patrolowany przez Filcha. A zresztą, co ten charłak mógł mu zrobić? Był prefektem mógł chodzić o takiej porze, o jakiej żywnie mu się podobało. Usiadł na schodach, które prowadziły na jednym ze schodów, a dziewczyna obok niego.
– Naprawdę chcesz wiedzieć, co się działo na szlabanie? - chłopak spojrzał po chwili na dziewczynę.
– Mówisz że to tajemnica, ale na pewno mogę ci pomóc w jakiś sposób - Ginny spojrzała na chłopaka. Wiedziała, że od dłuższego czasu był skryty, a apogeum tego nastąpiło po śmierci jego przyjaciela Cedricka Diggory'ego.
– Wątpię, czy na to pomożesz. - chłopak lekko zaczął odwiązywać opatrunek, który był szkarłatny niczym krew. Po chwili mogła zobaczyć cięte rany, które układały się w zdanie. - Oto, co miałem pisać.
– Wstrętna baba - tylko tyle rudowłosa była w stanie powiedzieć. - Dlaczego tego nigdzie nie zgłosisz?
– Po co mam jej dawać satysfakcję? Ona chce się do mnie dobrać, aby dowiedzieć się...
– Gdzie jest Syriusz - dopowiedziała za niego. - Wiem o co jej chodzi. Poluje na każdego, kto ma coś wspólnego z Dumbledorem, lub z nim współpracuje.
– Ja jeszcze muszę przez parę dni do niej chodzić. Wątpię, czy to zejdzie tak szybko.
– W sumie Harry... - zaczęła Weasley, ale Black momentalnie ją uciszył.
– Proszę cię, nie mów nic z nim związanego. Zbyt mocno już mi gra na nerwach, aby mi przeszło ot tak szybko. Uważa siebie za nie wiadomo kogo, myśli, że tak zdobędzie głosy poparcia dla siebie.
– Dan mógłbyś być dla niego nieco... Milszy. W sumie w pewnym sensie jesteście spokrewnieni.
– W tym, że mój ojciec jest jego chrzestnym upatrujesz pokrewieństwa? Dla mnie równie dobrze by mógł być bratem, ale zdania nie zmienię - chłopak oparł się plecami o schody. Krew przestała płynąć, co upatrywał jako dobry znak.
– Nie chcę zajmować jednej ze stron - szepnęła. - Jednak zależy mi na tym, aby moi znajomi nie żarli się ze sobą jak koty. Przecież byliśmy wszyscy razem przez wakacje, a nagle to wszystko się zmieniło.
– Wybierasz się do Hogsmeade w sobotę? - zmienił temat. Nie chciał już dyskutować na temat wielkiego Wybrańca.
– Tak, wybieram - odpowiedziała wyraźnie zaskoczona. Teraz mieli okazję porozmawiać, a on nagle zmieniał temat.
– Wybierzesz się ze mną? Tam będzie można bardziej porozmawiać, w zamku ściany mają uszy. O niektórych tematach nie można mówić.
Po chwili uniósł się, i wyciągnął z jednej z kieszeni bandaż, który znalazł na dnie torby, gdy ostatni raz przeglądał. Teraz mógł bez obaw założyć bardziej profesjonalny opatrunek.
Kolejne dni mijały mu całkowicie monotonnie, a kolejne szlabany to była jedna wielka męczarnia. Ilekroć udało mu się powstrzymywać upływ krwi, to cały proces zaczynał się od nowa. W piątek wieczorem Umbridge wyraźnie z siebie zadowolona powiedziała, że to koniec szlabanu i liczy na poprawę zachowania. Chłopak jedynie ironicznie się uśmiechnął i ruszył do pokoju. Weekend zaczynał się, a on zazwyczaj z uśmieszkiem przypatrywał się uczniom piątego roku płaczącym przy nawale zadań domowych. W sumie jego stos zaległości zmalał do zera, dzięki czemu weekend witał w o wiele lepszym nastroju, niż pozostałe dni.
Rozdział Pierwszy okazał się być równie magiczny co Prolog. Chociaż tutaj ,niektóre wątki mnie rozbawiły ,a najbardziej akcja po tym szlabanie w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Delikatnie ujmując ,zaczynam też dostrzegać "coś" interesującego pomiędzy Ginny i Blackiem ? Czy to zwykła przyjaźń ,a może coś więcej ? Cóż ,daję tutaj 10 / 10 i czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Diana.
Witaj.
OdpowiedzUsuńWciągasz mnie w swoje opowiadanie i to bardzo. Tyle nowych wątków. Jestem bardzo ciekawa co to za konflikt między Danem a Harrym. Zacząłeś od bardzo wysokiego poziomu (Prolog) i trzymasz go. Jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu. Trzymam kciuki i życzę weny.
Twoja wierna czytelniczka
Katharsis
Wymienię ci w punktach po kolei, będzie jaśniej.
OdpowiedzUsuń- Dialogi, bardzo fajnie poprowadzone, szybko i płynnie się je czytało, więc one są na duży plus.
- Względnie sytuacje, wątki. Też niezłe, fajnie pokazane relacje nauczycielki z uczniem, dobrze odwzorowane jak w książce, czy filmie. Więc są dopięte na ostatni guzik.
- Może póki co brakuje dynamiki, ale wywołane jest to jak widać innym pomysłem na ten początek, swoją drogą czekam na pokaz jakiejś lekcji magii, czegoś takiego nowego, co trochę pociągnie dalej fabułę.
- Relacja Dana i Ginny ciekawa, nie powiem ;p coś tam kręcą jak widać, trochę niemrawo, ale jasno jest to pokazane, można to we właściwy sposób odczytać.
Więc oby tak dalej.
Cóż nie wątpliwie masz talent , i nie powiem jestem ciekawa tego dlaczego Dana tak bardzo irytuje postać wybrańca . Dialogi są płynne i ogólnie szybko się to czyta.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie jest tylko jeden typci pipci minus a mianowicie to w jaki sposób wyrażają się bliźniacy , potroszku jak nie oni mam nadzieje że rozumiesz o co mi chodzi >.<
Tak czy siak z niecierpliwością czekam na kolejne rozdzialiki ;)
Teraz przyszedł czas na rozdział 1. Znowu było trochę powtórzeń, które sprawiają, że mniej przyjemnie się to czyta, więc jeśli byś mógł to to popraw.
OdpowiedzUsuńOto fragmenty:
"– Nie chcę Dan ci mówić, że popełniłeś błąd... Ale są inne sposoby, aby umilić jej życie w zamku - Fred mrugnął okiem, jakby znalazł tysiąc sposobów na pozbycie się jej z zamku.
"Na schodach do dormitorium dziewczyn stanęły dwie dziewczyny, jedna z odznaką prefekta. "
"Brunet podrapał się po głowie lewą ręką, jakby chciał szukać cokolwiek na swoją obronę, jednak z drugiej strony nie mogła mu nic zrobić. Był Prefektem Naczelnym, a z drugiej strony nikt nie mógł zakazywać im rozmowy nawet do białego rana."
"Usiadł na schodach, które prowadziły na jednym ze schodów, a dziewczyna obok niego."
I to by było chyba na tyle.
A to fragment, który rozbawił mnie najbardziej i był strasznie uroczy xD
" Różowe ściany, talerze z kotami łypiącymi na niego powodowały, że chciałby jak najszybciej z tego miejsca się ulotnić."
Syna Czarnego Psa przerażają koteczki na talerzach, aww <3
Jadą dalej...
No wiesz ty co? Wprowadzasz Hermionę w takim momencie, napięcie rośnie, a tu nagle nic. To było złośliwe względem czytelników, bo kłótnia pomiędzy nią, a głownym bohaterem zaiście mogłaby być ciekawa xD
O, Dan nie lubi Harrego, dlaczego mam wrażenie, że mogli by się jednak dogadać z Malfoyem? Mimo tego całego hejtu? :C
~Elyys
Zaczynając... Tu już wyszło o wiele lepiej z powtórzeniami, bo występują w jednym zdaniu. Szkoda tylko, że trzy razy. I "w sumie" to wszystko czego mogę się czepić.
OdpowiedzUsuń- Za twoje zachowanie nie ukarzę ciebie szlabanem. W sumie to jak grochem o ścianę, spływa to po tobie jak po kaczce. W sumie bym mógł ukarać twój dom, w sumie jak to się mówi, odpowiedzialność weźmie cała grupa."
Co mnie zaskoczyło... Zmieniłeś blondynkę na rudą? xD Bo z tego co pamiętam to Francuzeczka była na pierwszym miejscu.
A Ginny widocznie się od Wybrańca odsunęła. No i proszę jaki ten Snape ciekawski...
Po tym rozdziale widać, że opowiadanie nabiera tempa i idzie Ci coraz lepiej, z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. I tym razem tak nie zamulaj! Ani jak ja z komentowaniem xD
~Elyys