Rozdział VII
Nie wiedział sam, jak to wszystko szybko leciało. Jeszcze nie tak dawno był zdecydowany na poważniejsze kroki, lecz tym razem się rozmyślił. Wyczuwał wyraźnie, że nie może robić nikomu nadziei, bo i na co mu to by było? Nie wiedział nawet, czy wyjdzie cało po tym zadaniu, które zbliżało się do niego nieuchronnie. Święta szybko przeminęły, nawet mu czasami udzielała się radosna atmosfera, ale wyczuwał na sobie spojrzenia reszty grupy, zwłaszcza Moody'ego. Nie wiedział sam, z czym to było związane, ale nie był w stanie znaleźć w swojej pamięci momentu, w którym by popełnił jakiś błąd. Tak samo było i tego dnia, a gdy spojrzał w lustro widział całkowicie bladą jak papier twarz. Czy on się aż tak bardzo obawiał zejścia do Departamentu Tajemnic? Przetarł zaspane oczy i ruszył w dół. Tak jak się spodziewał, niektórzy członkowie Zakonu się pojawili, chcieli już coś powiedzieć w jego stronę, ale zjawili się momentalnie bliźniacy. Kuchnia i jadalnia zarazem była coraz ciaśniejsza, a on czu