Rozdział VI

Księżyc świecił coraz jaśniej, gdy ludzie zaczynali się zbierać. Samo spotkanie Zakonu, tak nagłe powodowało niemałe podniecenie. Każdy słyszał o tym wypadku, jednak to wszystko coraz bardziej przerażało zgromadzonych. Jak to się stało, że cokolwiek było w stanie dostać się w tak pilnie strzeżone miejsce i jaki cel miał w tym Voldemort, aby zaatakować pana Weasley'a. Chłopak wyczekiwał nader spokojnie tego momentu, w sumie wiedział, że to on dostanie to zadanie na ten czas, gdy miał wolne od zajęć. Zasiadł jako pierwszy przy stole w jadani i spoglądał na nowo przybywających. Znał ich wszystkich osobiście, przecież widywał każdego w dniach zebrań, a sam wymógł na ojcu zgodę na wstąpienie w te struktury. Twarze tak znajome, a teraz wykazywały napięcie. Momentalnie w przyciemnionej do tej pory jadalni rozbłysło światło i pojawił się założyciel Zakonu, Dumbledore. Zasiadł w centralnym punkcie, a na stole pojawiły się mapy prezentujące strzeżone miejsce.

- Niestety, straciliśmy dzisiaj Artura, który był w ciężkim stanie, na szczęście jego życie nie jest już zagrożone. - Albus zaczął przemawiać, a brunet coraz bardziej wyczuwał upływające życie z dyrektora Hogwartu. - Nie zamierzam was narażać, bo to już wszystko jest coraz bardziej podejrzane dla Ministra. Ciężko również było mu podać fałszywy trop, dlaczego właśnie dzisiaj pan Weasley znajdował się w zupełnie innym miejscu.
- Więc co zamierzasz, Dumbledore? - momentalnie wypalił Syriusz. Nie chciał, aby okazało się, że jego przeczucia będą prawdziwe.
- Rozmawiałem dzisiaj z Danielem, wprawdzie krótko, ponieważ już nawet w zamku nie można nic powiedzieć. Szpiegowany jest każdy, kto ma jakikolwiek związek ze mną. Wiesz o tym doskonale Syriuszu, powiedziałem ci wszystko.
- To wykluczone! - Black momentalnie wstał, a brunet był zszokowany. Reszta nawet nie zamierzała wdać się w dyskusję. - Nie spodziewaliśmy się, że Voldemort dostanie się w to miejsce, nawet za pośrednictwem sługi. Chcesz narazić jego życie, gdy Artura ledwo uratowaliśmy? Powiedziałeś, że to jest broń, ale gdy on czegoś pożąda na pewno nie cofnie się przed niczym.
- Rozumiem twoje obawy, Syriuszu, w końcu to jedyne twoje dziecko, które chciało wstąpić do Zakonu. Jednak decyzja będzie należeć do niego. Damy mu czas do namysłu, aby rozważył wszystko. Gdy zobaczy to miejsce, nie będzie mógł powiedzieć co tam jest. To zadanie będzie jego najcięższym wyzwaniem. Nie zmuszam go do narażania życia i tego ode mnie nie usłyszysz.
- Radzę nam wszystkim się uspokoić - Kingsley momentalnie przemówił głębokim tonem głosu. - Nie można też mówić Harry'emu o tym, co tam jest ukryte. To nasza tajemnica, a wiadome, że czasami oni mogą się czegoś dowiedzieć.
- Harry może odkryć... Jego powiązanie z umysłem Voldemorta. W ten sposób dojrzał ten atak - Albus przerwał. - Zleciłem już Severusowi, aby nauczył go bronić się przed penetracją, wiadome jest, że on jest mistrzem w oklumencji. Należy zachować rezerwę dla wszystkiego.
- Słuchajcie - Daniel nagle przerwał tą jałową dyskusję. - Uważacie, że ktokolwiek z nas mu zdradzi, o czym debatujemy? Prędzej czy później odkryje prawdę, a my nie będziemy mieli nic do powiedzenia. Chcecie, abym ruszył do Departamentu Tajemnic? Mogę tam iść, nie widzę żadnego problemu, jednak muszę coś jeszcze zrobić. Będę gotowy bronic tego, co bronił pan Weasley.
- Danielu... - Syriusz próbował się wtrącić, ale jednak przerwał. Brunet spodziewał się, że będzie miał rozmowę po zebraniu.
- Tato, zrozum. Wiem, na co się piszę, ale dla pewnych wartości trzeba stanąć do walki - chłopak mimowolnie uśmiechnął się w stronę ojca. Byli identycznie nastawieni do walki.

Albus uśmiechnął się w stronę Daniela. Większość w milczeniu przyjęła tą dyskusję, a gdy zakończono zebranie każdy z nich opuścił lokum. Chłopak przeczesał palcami swoje włosy, a następnie powolnym krokiem ruszył na górę. Słyszał jak zazwyczaj wyzwiska ze strony domowego skrzata, ale zbył go tylko machnięciem ręki. Od kiedy był już mieszkańcem Grimmauld Place wyczuwał tą wrogość, która płynęła od Stworka. Ułożył się wygodnie na łóżku w swojej sypialni i spojrzał w sufit. W sumie dał sobie co najmniej tydzień czasu, gdy zejdzie w to miejsce, które tylko i jedynie znał z wypowiedzi innych członków organizacji. Momentalnie, gdy już zaczął coraz bardziej przysypiać usłyszał otwierane drzwi. Zwrócił się momentalnie w tamtą stronę i zobaczył swojego ojca.

- Jesteś taki sam, jak matka - Syriusz zaczął mówić, jednak chłopak nie był w stanie odczytać emocji z tych słów. - Ona też czuła, że musi walczyć o nasze wspólne życie.

Senior rodziny usiadł na łóżku obok leżącego chłopaka i spojrzał na zdjęcie, które było zrobione tuż przed śmiercią żony.

- Była prawdziwym bojownikiem. Jaki byłem szczęśliwy, gdy ją już poznałem i zaczęliśmy być razem. Matka nie wybaczyła mi nigdy, że zdradziłem wszelkie wartości Blacków i ją poślubiłem. Nie była z rodziny czarodziejskiej, prawdę mówiąc trochę czasu minęło, zanim jej rodzice pogodzili się z myślą, że wybrankiem ich córki jest czarodziej. Byli tolerancyjni, widzieli, jak jesteśmy w sobie zakochani. Bardzo mi ją przypominasz Danielu. Wiem, że nie wymogę na tobie zmiany decyzji, wiedziałem jak to będzie, gdy wstąpisz już do Zakonu.
- Tato, rozumiem to - chłopak chwilowo przerwał mu. Odczuwał za każdym razem ten sam ból, gdy wspominali jego matkę. - Dziadkowie, zanim umarli często mówili o waszych wypadach, gdzie wracaliście razem nad ranem. Odwiedziłem jej grób dzisiaj, jednak poczułem coś dziwnego, jakby ona sama poparła zza drugiej strony moje zachowanie. Żyliście razem podczas pierwszej wojny, teraz może nadejść druga, to nasza walka. Wiem, że mnie zrozumiesz.
- Obiecaj mi jedno... Cokolwiek się stanie, wrócisz cały i zdrowy, będziesz uważał na siebie.
- Jeszcze się nie obejrzysz, a zostaniesz dziadkiem - chłopak mimowolnie się roześmiał.
- To, że urodziłeś się tak wcześnie nie oznacza, że zrobisz to samo - w Syriusza wstąpiła nagle młodzieńcza siła, chłopak widział wyraźnie, jak targają nic emocje. - A poza tym słyszałem co nieco od bliźniaków.
- W sensie? - teraz chłopak pokazał prawdziwe zdziwienie. Nie wiedział właściwie, o czym jego ojciec mówił.
- W sumie słyszałem, że poderwałeś jakąś ładną dziewczynę w szkole, podobno udzielałeś jej korepetycji...
- Zabiję ich - teraz chłopak wyglądał, jakby poważnie myślał o takim czynie, jednak to była maska, tak bardzo widoczna w niektórych momentach żartów. - Nie wiem. Szczerze mówiąc ona jest wyjątkowa, miła, rozumie mnie doskonale. Nie zamierzam ją oceniać po tym, że jej rodzice to mugole, nawet mnie zaprosiła na wyjazd na ferie zimowe.
- Spędź z nią czas, a wszystko zrozumiesz. Nic nie może być nigdy na siłę. Mnie i Alice połączyła prawdziwa miłość, przysięgaliśmy sobie, że będziemy zawsze ze sobą. Wiem też, że masz nieco spięcia z Harrym...
- Proszę ciebie, nie mów mi o nim. On jest taki... Niedojrzały. Jakby nie potrafił zrozumieć tego wszystkiego, co jest wokół. Ludzie tajemniczo znikają, a on myśli, że kilkoma słowami nawróci wszystkich. To jest chore, ojcze. Ja nie zamierzam już się angażować w jego pomysły, a to moje obserwacje uświadamiają mnie jeszcze bardziej w moim stanowisku.
- Słuchaj, jesteście krewnymi. On jest częścią rodziny, tak samo jak co prawda inni, których się wyrzekłem. Cokolwiek się stanie staraj się go tolerować.
- Spróbuję, jednak to będzie niezwykle trudne.

Chłopak nie mówił już nic. Wprawdzie było wiele rzeczy, o których by chciał dyskutować, lecz te tematy były niezwykle ciężkie. Tak samo jak poruszenie samego tematu matki już go bolało, ale jego dziadkowie nie pozwolili, żeby pamięć Alice Black zniknęła. Nieraz, gdy dopiero dorastał powtarzali mu, że jest jak mieszanka wybuchowa obydwojga rodziców, tak teraz czuł, że jednak jest zupełnie kimś innym. Angażowanie się we wszystkie sprawy, które go dotyczyły coraz bardziej kształtowały mu zupełnie inny charakter. A słowa o Lilian... Nigdy tak nie postrzegał swoich relacji z innymi, zwłaszcza z dziewczynami. Przyzwyczaił się do bycia samotnikiem, który zwracał jedynie na siebie uwagę swoim podejściem do regulaminu i obowiązków, ale te ostatnie miesiące go zmieniły nie do poznania. Zamknął część siebie, aby nie dopuścić do wybryków, co wyraźnie mu pomogło w większej ilości czasu na swoje zadania. Nie chodził przemęczony, był o wiele bardziej szczęśliwszy niż po wszystkich szlabanach, które otrzymywał. Spojrzał na sowę, która siedziała w klatce i wypuścił ją. Ares wyraźnie był bojowo nastawiony po tym, jak musiał tyle czasu czekać, że momentalnie go dziobnął w rękę. Chłopak jedynie skrzywił się, ale pogładził jego głowę, na co on przymknęła delikatnie oczy. Wypuścił sowę przez okno i położył się i oparł dłonie na parapecie pozwalając, aby chłodne zimowe powietrze go rozbudzało. Niektórzy z Weasley'ów próbowali od niego wyciągać informacje od kiedy uczestniczył w zebraniach, ale on nie mógł nic mówić. Zbyt dużym zaufaniem został obdarzony, aby teraz je stracić rzez taką głupotę. Spodziewał się, że w jakiś dzień będą próbowali od niego poznać parę faktów, które nie zdążyli podsłuchać. Padający śnieg dodawał coraz większego uroku otoczeniu, wyczuwał atmosferę rodzinnych świąt. O ile wcześniej spędzali je we dwóch z ojcem, o tyle teraz miało być zupełnie inaczej, ponieważ mogli ugościć więcej osób. Po chwili spojrzał na kalendarz, który wyznaczał ostatnie dni przed samym Bożym Narodzeniem. 

Kolejne dni mijały już na całkowitych porządkach w domu. Chłopak sam dał się wkręcić w pomoc w kuchni oraz w pokojach, które na razie nie nadawały się do zamieszkania. Ares jak wyleciał tak nie wracał, sam zaczął się niepokoić o swoją sowę, która mogła gdzieś zostać zaatakowana. Nie wiedział, co mogło się znajdować w innych krajach, jego wiedza była znikoma na temat magicznych stworzeń lubujących tego typu miejsca. Zaklął w myślach. Nieraz nie zdawał sobie sprawy ze swojej niewiedzy. Unikał wszelkich rozmów z innymi, faktycznie obawiał się, że zaczną go wypytywać o rzeczy, których nie mógł zdradzić. Dzień przed również sprzątał, ale również poszedł do hipogryfa, który był trzymany w specjalnym pokoju. Rzadko bywał w tych rejonach, jednak dostrzegł coś dziwnego w środku. Widział lekki zarys drzwi, które z daleka mogły wyglądać jak ściana. Podszedł spokojnym krokiem w ich stronę, gdy do jego uszu dotarło pukanie. Jego myśli zaczęły krążyć przy największych przekleństwach, jakie znał. Nagle ta szpara zniknęła mu z oczu, a on poczuł się, jakby to dom chciał zabawić się jego zmysłami. Otworzył drzwi, ale nikogo tam nie było. Zszedł na dół do swojego pokoju. Nie znał dokładnie całego domu, ale to było dla niego aż dziwne. Kto przy zdrowych zmysłach by ukrywał cokolwiek w tym domu? Spotykał się z różnymi dziwnymi zwierzętami oraz przedmiotami, których zadaniem było zabicie kogoś, ale to... Nie wiedział sam, jakby mógł opowiedzieć o tym ojcu. „Dobra, to było złudzenie” powiedział do siebie. Przecież nie mógł wpadać w paranoję. Spojrzał na okno i zobaczył swoją sowę, która wyraźnie wyczekiwała, aby ją wpuszczono do środka. Jeszcze przez chwilę wpatrywał się zdziwiony jak ona przeleciała cały pokój, a następnie siadła na szafie, spoglądając z wyrzutem na niego. „Ehh, jeszcze ty mi rób fochy, to będzie dosłownie świetnie”. Podszedł do niej i wyciągnął ramię, na które Ares po chwili zleciał, dziobiąc go mocno przy tym. 

Boże Narodzenie mijało w spokojnej atmosferze. Od rana było słychać kolędy, które grały z kuchni, a on sam podniósł się dość późno i spojrzał na stos prezentów. Przeważały w głównej mierze książki o czarach oraz magicznych stworzeniach. Tak jak się spodziewał otrzymał dodatkowo czarny sweter od pani Weasley. Reszta prezentów czekała na później do rozpakowania. Zbiegł na dół po uprzednim prysznicu i spojrzał na wszystkich zebranych. Wymiana życzeń przebiegła dość szybko, ale widział, że niektórzy spoglądają zbyt badawczym wzrokiem na niego. Zjadł szybki posiłek, aby nie angażować się w zbędne rozmowy, które by były ukierunkowane na zdradzenie niektórych faktów. Powoli atmosfera się zmieniała nawet w domu, gdy tylko wspominali o wizytach u pana Weasley'a. Odniósł ciężkie rany, a magomedycy nie wiedzieli, jak mu pomóc. Do tego pewne rozłamy w samej rodzinie powodowały ochłodzenie tego z początku przyjemnego dnia. Nie szukał nikogo wzrokiem, nie chciał szukać rozmowy. Ruszył wolnym krokiem w stronę swojej sypialni, aby spakować najpotrzebniejsze rzeczy, gdy nagle dotarł do niego dźwięk rozmowy w jednym z pokojów.

- Ty go źle oceniasz. - głos od razu rozpoznał, należał do Ginny. - Może i ma nieraz dni, gdy zarabia szlaban za szlabanem, ale zmienił się całkowicie. 
- To złudne wszystko - odpowiedział inna osoba, a Dan zaklął, Znowu przemądrzała Hermiona wtrąciła się. - Do tego podobno upolował sobie kogo innego.
- To co z tego? Nie będę wtrącać się w to, tak samo jak nie mów mi już o Harrym. To moja sprawa z kim jestem, z kim nie jestem. A czy coś do niego czuję? Czułam do Pottera, ale nie wygląda na takiego, który byłby wierny. Widać to wyraźnie, jak się zachowuje...
- Wiesz co? Ty i Black jesteście identyczni. Nie dostrzegacie nic w ludziach, tylko ich wady. Fakt, Harry jest jaki jest, ale to nie jego wina. Sam stracił wszystko...
- Proszę ciebie, nie ta sama śpiewka. Daniel to co, inaczej miał? Ojca poznał dopiero niedawno, a sam jest wobec siebie samokrytyczny. Nie pcha się nigdzie na pokaz, zresztą... I tak będziesz stawała cały czas w jego obronie. Jeśli kiedyś się by stało, że byłabym z nim, to pewnie przeklniesz wszystko, bo ty coś wiesz, czego ja nie wiem.
- A mianowicie? - teraz to Granger podniosła głos.
- W sumie nieważne. Teraz mam kogo innego i tyle, a jakie mam uczucia, to sprawa drugorzędna.

Black nie zamierzał się wtrącać w trakcie, ale widział, że wszystko powoli było rozrywane przez te kłótnie. A uczucia? Dla niego ostatnim razem nie było nic takiego ważnego, ale sam fakt, że Ginny stawała w jego obronie był dla niego dziwny. Zaczął iść na górę, a gdy zamknął drzwi od sypialni uderzył pięściami w szafę. Nieraz się zastanawiał, na czym polega ta cała gra na uczuciach, ale teraz? Nie był pewien niczego.

Komentarze

  1. Kolejne opowiadanie okazało się być fenomenalne. Syriuszowi nie brakuje manier ,kiedy prowadzi "poważne rozmowy " ze swoim synem na temat tego co zamierza. Dan mi się wydaje rozkojarzony jeśli chodzi o znajomość z Lilian ,bardziej interesuje go druga strona barykady. Jakby to ująć ? ' Zbliżająca się druga wojna ? " To chyba odpowiednie słowa. Wiele przed nim różnych decyzji ,chodź pomimo braku wsparcia ze strony matki ,podziwiam go ,że sobie tak świetnie radzi z tym wszystkim. Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny rozdział :D
    Pozdrawiam Diana.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jupi *.* Kolejny rozdział i trzymasz fason. Taka młoda wersja Syriusza, wieczne dziecko a zarazem traktuje swoje stanowisko w Zakonie poważnie, I jeszcze zaskoczyło mnie zakończenie ? Ginny i chłopak ? Ciekawi mnie bardzo jak to wszystko się potoczy.
    Słabo komentuje ale za bardzo mi się podoba i życzę weny :3
    ~~Matrioszka ~~

    OdpowiedzUsuń
  3. Początek niezły, bardzo szybko zszedł mi i się dobrze czytało go. Dużo dialogów, które wprowadzają w taką fajną atmosferę mroczną i bardzo zwięzłą, do tego można zaznaczyć fakt, że ciekawy wątek o świętach, klimatyczne odwzorowanie wszystkiego jak i samego miejsca. Czuję, że będzie coraz lepiej jeśli dalej będziesz brnął ten klimacik. Na + ten rozdział na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo mi się podobał rozdział. Jest plastyczny i oddaje panującą atmosferę. Czuje jak szykuje się razem z bohaterem na ciężkie chwile...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział I

Prolog

Rozdział V